Dzieci i nowotwory

2009-09-25 7:03

Najważniejsza jest szybka, trafna diagnoza oraz to, kiedy dziecko trafi do onkologa i rozpocznie leczenie – mówi profesor Andrzej Prokurat, prezes Polskiej Akcji Onkologii Dziecięcej.

Kiedy należy podejrzewać, że dziecko może być zagrożone nowotworem o podłożu genetycznym?

Niezwykle istotna jest wiedza o chorobach występujących wśród bliskich. Jesteśmy narodem bardzo rodzinnym, często się spotykamy. Sporo wiemy o swoich korzeniach i o losach krewnych, ale, niestety, nie o ich schorzeniach. I to trzeba zmienić. Jeśli okaże się, że w poszczególnych generacjach powtarza się wyraźnie jakiś nowotwór, to już powinien być pretekst do kontaktu z poradnią genetyczną. Tych poradni jest w Polsce niemało, zwłaszcza na północy kraju. Warto się tam udać, by uspokoić się, jeśli obawy nie mają uzasadnienia medycznego, lub poddać się szczegółowym badaniom, gdy zagrożenie rzeczywiście istnieje. Wiemy już, że wiele nowotworów występuje rodzinnie: choćby guzy nadnerczy, tarczycy, jelita grubego, jajników czy sutka. Wiek, w którym rak atakuje, systematycznie się obniża. Bywa, że choroba rozwija się nawet u niemowląt. Dlatego tak istotne jest objęcie opieką całych rodzin. Diagnostyka pozwala nie tylko przewidywać przyszłość i odkrywać, kto jest szczególnie narażony na wystąpienie nowotworu, ale i na czas wdrożyć właściwe leczenie.

Często rodzice boją się badań, bo to takie "szukanie problemu".

Niestety, w Polsce rak to wciąż temat wstydliwy. Fakt, że ktoś zachorował na nowotwór, bywa nieraz odbierany jako kara za coś, efekt niepowodzenia życiowego. Ludzie unikają więc tematu. Często nawet obserwując niepokojące objawy, czekają, aż same ustąpią. Gdy trafiają do lekarza, choroba okazuje się bardzo zaawansowana. Wówczas pojawia się histeria i nerwowe działania, podyktowane strachem, a to przeszkadza w procesie leczenia. Wielu ludzi nawet w momencie zdiagnozowania już istniejącego nowotworu ma silny lęk przed rozpoczęciem leczenia.

Wciąż pokutuje pogląd, że dopiero nowotwór "ruszony" sieje spustoszenie w organizmie. Przekonanie, że "rak boi się noża" jest mocno zakorzenione. Wzięło się z obserwacji, iż nieraz pacjent, który cierpiał z powodu choroby nowotworowej, jakoś z nią funkcjonował, dopóki nie poddał się operacji.

I ma pewne uzasadnienie w faktach, z tym że już bardzo nieaktualnych. Nowotwór przed nożem rzeczywiście się broni. Kiedy jego tkanka zostaje uszkodzona, uruchamiane są mechanizmy reperacyjne podobne do tych, jak przy procesie gojenia się rany. Dlatego już odeszliśmy od trybu leczenia, w którym operacja w przypadkach nowotworów złośliwych była jedyną metodą. Dzisiaj przed zabiegiem ustalamy dokładnie, z jakim nowotworem mamy do czynienia i projektujemy odpowiednie postępowanie.

Nie prowokujemy guza do rozwoju, ale z pomocą chemioterapii w znacznej mierze go uszkadzamy, by potem móc łatwiej dokonać operacji.

Czy poza nowotworami dziedzicznymi są inne, typowe dla małych dzieci?

Tak, guzy, których początek sięga życia płodowego. W zarodku wszelkie procesy rozwoju tkanek są niezwykle aktywne. Istnieją systemy, które  odpowiadają za wyeliminowanie ewentualnych błędów, ale jeśli ten mechanizm zawiedzie, czasem tkanka, która powinna zniknąć lub ulec przekształceniu, pozostaje poza kontrolą i daje początek nowotworowi. Zwykle taki nowotwór zostaje wykryty wkrótce po porodzie, gdyż charakteryzuje się wyjątkowym dynamizmem podziałowym, co w praktyce oznacza szybki przyrost masy guza.

Czytaj więcej na:

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki