Kiedy pod koniec 2017 roku Sofia i jej mąż Shakeel dowiedzieli się, że wkrótce po raz drugi zostaną rodzicami, byli szczęśliwi. Niestety ich radość nie trwała długo. W 20. tygodniu ciąży okazało się, że dziecko cierpi na rozszczep kręgosłupa i lekarze od razu zasugerowali, aby przerwać ciążę, ponieważ dziecko z taką wadą nie przeżyje. Po wielu rozmowach z mężem podjęli najtrudniejszą decyzję w ich życiu. Kobieta trafiła do szpitala, gdzie lekarze wkuli jej igłę w brzuch, a w efekcie serce jej dziecka miało przestać bić. Wykonano jeszcze badanie USG, które potwierdziło, że serduszko dziecka nie bije. Następnie Sofia została przetransportowana do innego szpitala, gdzie miała urodzić martwy płód. - Gdy czekałam na zarejestrowanie w szpitalu, poczułam, jak dziecko kopie w moim brzuchu. Powiedziałam o tym położnej, ale ona stwierdziła, że to niemożliwe - wspomina Sofia.
10 godzin później kobieta urodziła. W pewnym momencie usłyszała płacz dziecka, w co nie mogła uwierzyć. - Byłam pewna, że tracę zmysły. Myślałam, że słyszę płacz dziecka, bo chcę go usłyszeć. Jednak za chwilę zauważyłam, że położna też jest w szoku. Zaczęła wołać o pomoc i wybiegła z dzieckiem na korytarz. Przynieśli mi go z powrotem i zapytali „Co mamy z nim zrobić?”. Nie rozumiałam, o co im chodzi. Trzymałam swojego synka i mówiłam mu, jak bardzo go kocham. Był niezwykłym wojownikiem. Miał ogromną dziurę w kręgosłupie, ale mimo to jeszcze przez godzinę trzymał się życia. Wciąż myślę o tym, jak bardzo był zdeterminowany, żeby chociaż raz przytulić się do mamusi - wyznaje zrozpaczona kobieta. Małżeństwo pochowało synka obok swojego domu. W lipcu ruszyło śledztwo w sprawie śmierci dziecka. Sofia wyznała, że czuje ogromny żal do personelu szpitala za to, że nikt jej nie wysłuchał, kiedy zgłaszała, że czuje ruchy dziecka.