Powstanie Warszawskie. Warszawa pamięta sierpień 44

i

Autor: East News

Ks. Józef Stanek. Historia śmierci kapelana zgrupowania "Kryska"

2015-08-01 17:00

- Wojna jest barbarzyństwem, lecz bliskie są Bogu serca żołnierzy, którzy walczą o słuszną sprawę.  Krew przelaną w tej wojnie i poniesione ofiary składamy nie tylko ku chwale ojczyzny, ale i ku chwale Boskiej – mówił ks. Stanek ps. „Rudy”, kapelan zgrupowania „Kryska”, podczas Mszy św. polowej 20 sierpnia 1944 r. Trzy dni później Czerniaków się podda.

Ulicą idą wypędzeni mieszkańcy kamienicy przy Solcu. Matki tulą dzieci, mężczyźni ze spuszczonymi głowami cicho przeklinają, szturchających ich kolbami karabinów, esesmanów. – Halt! – krzyczy Niemiec. Grupa zatrzymuje się przed rumowiskiem magazynów „Społem” – Patrzcie – mówi - Ten na szubienicy jest waszym głównym bandytą! Ludzie powoli czynią znak krzyża drżącymi dłońmi. Na belce, nad usypanym z gruzów podwyższeniu, wisi młody ksiądz - Józef Stanek.

Rankiem, 23 września, ks. Józef Stanek na czele pochodu z ciężko rannymi, dzierżąc w ręku białą flagę udał się z poselstwem poddania się i złożenia broni. Żołnierze 36. Dywizji Grenadierów SS Dirlewanger (rekrutowanej głównie z kryminalistów z niemieckich więzień i obozów koncentracyjnych, odpowiedzialnej za rzeź Woli, gdzie zamordowano blisko 65 tys. ludzi) zawlekli go na tyły magazynów „Społem”. Tam pobili go i powiesili na jego własnej stule na belce wystającej ze ściany domu. Ale jeszcze trzy dni wcześniej ksiądz towarzyszył ludziom oczekującym na pontony, którymi przeprawiliby się na drugi brzeg Wisły, gdzie było już bezpieczniej. Ktoś krzyknął: - Księże kapelanie, jest specjalnie zatrzymane dla księdza wolne miejsce. Proszę siadać, bo nie wiadomo czy następne przypłyną! Ks. Józef Stanek odmówił. – W nocy z 19 na 20 września zostałem ciężko ranny. Musieli amputować mi rękę. Słowami pocieszenia ks. „Rudy” przywrócił wiarę w życie i obudził na nowo nadzieję - wspomina jeden z ostatnich walczących w Powstaniu żołnierzy zgrupowania „Kryska” – Kapelan nosił dla naszych omdlałych z powodu ran żołnierzy wodę z Wisły, którą zwilżał im usta, kojąc w ten sposób ich pragnienie.

Czytaj: W Godzinę W zawyją syreny i zabiją dzwony

Na pobojowiskach Przyczółka Czerniakowskiego posługę pełnił też ks. Józef Warszawski ps. „Ojciec Paweł” , kapelan zgrupowania „Radosław”. Reszta księży została wypędzona. Tak wspomina dzień śmierci „Rudego”: „Księdza przypędzili do nas… Zabiegali mu drogę i huzia pięściami prać po twarzy. Tłukli i walili, wyli przy tym swoje credo hitlerowskimi słowami: >>Ci są najgorsi! Nie Anglicy! Nie Żydzi! Ci w czarnych kieckach! To są diabły!<< „Ojciec Paweł” sam uratował blisko 120 osób ze swojego zgrupowania, przeprowadzając je przez szeregi karnej kompanii uzyskując dla nich w dowództwie niemieckim status jeńców wojennych. Jako delegowany do Komendy Głównej AK, starał się przeforsować plan ewakuacji mieszkańców do Kampinosu, aby zapobiec całkowitemu zniszczeniu miasta.

Przyglądając się rozkazom dla kapelanów wydanym przez Komendę Okręgu Warszawskiego, można dość dokładnie odtworzyć dzień kapelańskiej pracy. Każdy walczący w powstaniu duchowny rozpoczynał dzień poranną modlitwą. Przez cały czas pocieszali żołnierzy i mieszkańców Warszawy słowem Bożym. Pomagali przenosić rannych z pola walki do piwnic spalonych domów, gdzie mogli otrzymać pomoc medyczną. Kapelani mieli również obowiązek chować zmarłych. Z czasem zaczęli udzielać ślubów powstańcom. Bo i miłość istniała w czasie wojny. Ale historie takich małżeństw są tym tragiczniejsze, że niektóre trwały nawet roku. „Nina” i „Jeremi” Zborowscy z „Parasola” pobrali się na Starym Mieście 17 sierpnia. Miesiąc potem w przeprowadzonej przez Niemców akcji aresztowań rannych żołnierzy zostali pojmani. Ich ciał nigdy nie odnaleziono.

Zobacz: Obchody 71. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki