Super Fokus: Stan wskazujący na nieważkość

2014-08-28 4:00

Pierwsze kosmiczne potrawy były dziwaczne. Tubki, torebki z proszkiem, z którego po dodaniu wody powstawała papka.

Największa różnica między ziemskim i kosmicznym obiadem polega na tym, że w kosmosie talerze i pojemniki z jedzeniem muszą być przytwierdzone do tacy, taca do jedzącego, a jedzący do ściany.

Odwodniony, czyli liofilizowany obiad przypominał kawałki kredy. Ale to już przeszłość. Odkąd na międzynarodowej stacji kosmicznej (ISS) zamontowano zamrażarkę i lodówkę, potrawy nie muszą być już odwadniane na Ziemi i nawadniane na miejscu, a po odgrzaniu w piecyku nie różnią się od ziemskich. Dzięki napięciu powierzchniowemu tworzonemu między cząstkami wody a naczyniem, mokre potrawy nie odlatują z talerzy. Nie ma więc mowy o kosmicznej pogoni za latającą rybą. Jedzenie przebiega normalnie, bo dzięki podciśnieniu wytwarzanemu wewnątrz organizmu przełykanie zachodzi bez zmian. Za to z piciem na orbicie jest trudno. Jedyne flaszki wódki, jakie trafiły w kosmos, przemycili radzieccy kosmonauci, podobno w kosmicznych kalesonach.

Dzisiaj na ISS lata pokolenie pijące inaczej. Wciąganie płynów przez rurkę wychodzi im nie gorzej niż na Ziemi. Trudniej jest z ich przelewaniem. Płyny są dozowane za pomocą wyciskaczy w kształcie pistoletu. Różnica w smaku na niekorzyść kosmicznych potraw i napojów wynika z zaburzenia pracy receptorów smakowych w warunkach braku ciążenia. Ale prawdziwe schody zaczynają się dopiero wtedy, kiedy to, co zostało zjedzone i wypite, zechce opuścić wnętrze astronauty.

Nieznośna lekkość odbytu

W stanie nieważkości materia wydalana przez człowieka czuje się nader swobodnie. Należy więc ukrócić jej skłonności do swobodnego latania. "Procedura wydalnicza" polega w dużym uproszczeniu na wypięciu się, przypięciu i włączeniu ssania. Zassane odchody, po wystawieniu w próżnię, przypominają niegdysiejsze jedzenie dla załogi Apollo. Można więc powiedzieć, że postęp zatoczył koło. Z siusianiem też jest ciekawie. Parcie na pęcherz odczuwa się w mniejszym stopniu, bo mocz ma przy braku ciążenia tendencję do wędrowania w górę. Normalne parcie to w kosmosie alarm. "Fruwając" niełatwo wylądować na sedesie o średnicy 10 cm, wyposażonym w rurę ssącą z wymiennymi końcówkami, okrągłą dla mężczyzn i owalną dla kobiet. Zasysanie włącza się automatycznie dopiero po wypięciu z pasów mocujących, dzięki czemu astronauta przyssany do kibelka to w kosmosie żenująca rzadkość. Toaleta na ISS, najdroższa na świecie, jest osiągnięciem rosyjskiej myśli technicznej. Woda odzyskana z moczu służy do robienia kawy.

Na kłopoty - odsysacz

Przed krótkimi lotami w kosmos astronautki zażywają hormony zatrzymujące miesiączkę, ale podczas dłuższego orbitowania organizmy astronautek funkcjonują bez zmian. Ponieważ ciecze w nieważkości nie wsiąkają, użycie tamponów jest tam bezcelowe, a jedyną rzeczą, do której nadają się podpaski ze skrzydełkami i bez, jest latanie. Stosuje się więc wynalazek wyglądający jak połączenie pieluchy z pojemnikiem, a także niezastąpiony odsysacz. Wszelkie krępujące odgłosy zagłuszają na stacji wentylatory nieustannie pracującej klimatyzacji. Era astronautów miesiącami przecierających się wilgotnymi chustkami skończyła się wraz z upadkiem stacji MIR. Na ISS działa prysznic z dozownikiem mydła. Po odkręceniu zaworu astronautę otacza chmura kropelek. Po myciu usuwają je dysze ssące i ręczny odkurzacz - odwilżacz. Mycie zębów tym różni się od ziemskiego, że nie można wypłukać ust. Dlatego pasta jest jadalna.

Kosmiczne jaja

Jednym z ciekawszych doświadczeń kulinarno-poznawczych jest w kosmosie gotowanie. We wnętrzu ISS panuje ciśnienie jak na poziomie morza, woda osiąga więc wrzenie w temperaturze takiej jak na Ziemi. I na tym kończą się podobieństwa. Zamiast pary nad naczyniem z potrawą unoszą się lewitujące bąble wrzącej wody. Na stacji nie wolno używać wolnego ognia. Znajduje się tam zamykany piecyk, którego płomienie, ze względu na nieważkość, są kuliste. Mikrofalówki, zakłócające pracę urządzeń, odpadają. W jajku ugotowanym w kosmosie białko i żółtko są zmieszane. Dochodzi do tego w trakcie startu - na skutek przeciążenia. Kosmiczne menu układa się tak, żeby jego wartość energetyczna wynosiła co najmniej 3000 kcal dziennie. Na śniadanie groszek, kiełbasa, płatki ryżowe, kakao i napój pomarańczowy. Na obiad krem z krewetek, brzoskwinie, herbatniki i napój. Na kolację astronauci jadają najwięcej: np. pieczonego kurczaka, szparagi i cocktail owocowy. Brzmi nieźle.

Niestety, nieważkość zaburza smak i likwiduje apetyt. Astronauta je z przymusem, a i sypia nie najlepiej. Po wpłynięciu do śpiwora umocowanego do ściany i przypięciu się pasami, usiłuje choćby na chwilę zmrużyć oko w sztucznym zaciemnieniu, podczas gdy na zewnątrz co mniej więcej trzy kwadranse wschodzi lub zachodzi słońce. Przebywanie dłużej niż miesiąc w niewielkim pomieszczeniu (na ISS moduł mieszkalny jest 7-metrowym walcem) i w tym samym towarzystwie, sprzyja depresji. Niepokojące objawy obserwowano już u załóg stacji Mir, które z konieczności pozostawały na niej długo, bo np. nie było pieniędzy na powrót. Przebywający tam Amerykanin David Wolf stanowczo odmówił powrotu ze spaceru kosmicznego i koledzy musieli siłą wciągnąć go do środka. Życia na orbicie można mieć dosyć.

Nieziemski seks

Zgodnie z oficjalnym oświadczeniem rzecznika NASA "nie istnieje zakaz uprawiania seksu na statkach kosmicznych ani w stacjach orbitalnych". W 1996 r. w sieci pojawiła się informacja o tajnym raporcie NASA dotyczącym seksualnych doświadczeń na wahadłowcach. Dokument znany jako "Nasa Pub. 12-571-3570" okazał się jednak zmyślony. Niektórzy astronauci gotowi byli sprawdzić, jak to się robi poza Ziemią. W 1999 r. astronauta Michael Foale i jego żona podjęli się przeprowadzić taki eksperyment na ISS. NASA nie wyraziła jednak zgody. Michael Collins, członek załogi Apollo 11, na kartach swojej książki opiewał "nieograniczone niczym wszechświat" możliwości kosmicznej Kamasutry. Prawda jest jednak taka, że brak ograniczeń dotyczy jedynie wyboru pozycji, a seks w kosmosie jest trudny technicznie. Nieważkość, zwykle unosząca przedmioty dyndające, wcale nie działa wspomagająco. Przeciwnie. Krew odpływająca ku górnym partiom ciała nie zasila narządów płciowych tak, jak to się dzieje w warunkach ciążenia, a ruch posuwisty powoduje odpływanie kochanków pod przeciwległe ściany. W nieważkości akt płciowy bez unieruchomienia jest niewykonalny, ale i z użyciem pęt po prostu fatalny.

Zobacz: Owcze dziwo z Nowej Zelandii

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki