Mężczyzna, obywatel Polski, po usłyszeniu pytania pracownika obsługi naziemnej o posiadanie przedmiotów niebezpiecznych, odpowiedział: „mam bombę”. Po chwili wyjaśnił, że to tylko żart. Jak ustalono, nie był on podróżnym, a bagaż, w którym rzekomo miała znajdować się bomba, należał do jego nieletniej córki, która leciała z asystą do Luksemburga.
„Mam bombę!” Niefortunny żart na Lotnisku Chopina
Po zgłoszeniu mężczyzna wraz z córką zostali odizolowani od innych podróżnych. Funkcjonariusze straży granicznej przeprowadzili kontrolę osobistą oraz szczegółowe sprawdzenie bagażu.
Jak informuje straż, nie ujawniono żadnych przedmiotów niebezpiecznych. Mężczyzna został pouczony o konsekwencjach prawnych i obowiązku zachowania zgodnego z przepisami. Ostrzeżono go również o możliwości zastosowania środków przymusu bezpośredniego w razie odmowy współpracy.
Za popełnione wykroczenie mężczyzna został ukarany mandatem karnym w wysokości 500 zł. Przyjął mandat bez zastrzeżeń. Decyzją przewoźnika jego córce umożliwiono kontynuowanie podróży do Luksemburga.
Straż graniczna ostrzega. „Żarty” o bombie to nie żarty
Straż graniczna przypomina, że każda informacja o rzekomym posiadaniu materiałów wybuchowych traktowana jest z najwyższą powagą i uruchamia procedury bezpieczeństwa. Nawet jeśli słowa okażą się nieodpowiedzialnym żartem, niosą za sobą poważne konsekwencje − prawne, organizacyjne i psychologiczne.
W komunikacie prasowym podkreślono, że w tym przypadku szczególnie niepokojące było to, że autor nieodpowiedniego zachowania naraził na stres i niekomfortową sytuację własne dziecko, które stało się mimowolnym uczestnikiem zdarzenia.
Straż graniczna apeluje: podróżujmy odpowiedzialnie i pamiętajmy, że słowa wypowiedziane podczas kontroli bezpieczeństwa mają realne znaczenie.