Brutalne morderstwo w Warszawie. Osiem ciosów maczetą w szyję. Zabił Kasię, kiedy spała

2025-07-06 14:54

Gdy 29-letnia Katarzyna leżała we krwi i przestała oddychać, jej partner poszedł do sklepu nocnego. Na telefon na numer alarmowy zadzwonił po powrocie − bez żadnych emocji. W 2021 roku Sąd Okręgowy w Warszawie wydał wyrok w sprawie morderstwa na Ursynowie. Zabójca – 32-letni dzisiaj Mateusz Z. – usłyszał wtedy 25 lat pozbawienia wolności, które kilka miesięcy później, po apelacji zamieniono na dożywocie. Dlaczego postanowił zabić? Nie ma w tej sprawie jednoznacznej odpowiedzi.

W nocy z 8 na 9 maja 2019 r. w mieszkaniu przy ul. Dunikowskiego na warszawskim Ursynowie doszło do koszmarnej zbrodni. W zaadaptowanej piwnicy bloku zamieszkiwali od zaledwie dwóch dni: 29-letnia Katarzyna i jej 26-letni wtedy partner, Mateusz Z. Gdy kobieta zasnęła, mężczyzna chwycił za maczetę i zadał jej osiem ciosów w szyję. Gdy przestała oddychać, bez paniki wyszedł na zewnątrz, odwiedził sklep nocny. Dopiero po powrocie wybrał numer 112 i poinformował, że „reanimacja nie ma sensu”, sam spokojnie oczekując na ekipę ratunkową przed blokiem.

Początkowo twierdził, iż po powrocie do pokoju, po północy znalazł swoją dziewczynę z raną szyi. Potem zmienił wersję przyznając, że to on pozbawił ją życia – opisywał po zbrodni prokurator Łukasz Łapczyński ówczesny rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Co spowodowało, że wiosną 2019 roku nagle zabił kobietę, z którą mieszkał? Tego morderca nawet w śledztwie nie potrafił wytłumaczyć.

A sprawa dwukrotnie zaczynała się od nowa, bo była jedną z tych, które prowadził sędzia Igor Tuleya. Powołana za rządów PiS Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego zdecydowała o zawieszeniu w czynnościach służbowych sędziego Sądu Okręgowego w Warszawie. Igor Tuleya nie mógł wtedy wejść do swojego gabinetu w budynku sądu, nie miał dostępu do akt spraw, które prowadził. I w każdej z nich musiał zostać – decyzją przewodniczącego wydziału – zastąpiony przez innego sędziego. W tej sytuacji proces Mateusza Z. musiał zacząć się od nowa.

Prokuratura od razu postawiła mu ciężkie zarzuty. Jak mówił rzecznik prokuratury, „zgromadzony w toku śledztwa materiał dowodowy pozwolił na ustalenia, że zabójstwa dopuścił się Mateusz Z. poprzez zadanie kobiecie ośmiu ciosów maczetą w obrębie szyi”.

Mateusz Z. początkowo przedstawił różne wersje wydarzeń: jednym razem mówił o halucynacjach, innym razem o zazdrości. Twierdził, że podejrzewał partnerkę o manipulacje, naświetlał paranoiczne wizje.

Katarzyna mi mówiła, że mam halucynacje, że widzę rzeczy, które nie miały miejsca. Zacząłem podejrzewać, że ona ma jakiś rodzaj układu, relację z kimś, komu zależy, żebym wykonywał pewne czynności. Jestem wykorzystywany do jakichś celów. Nie wiem dokładnie jakich. Prawdopodobnie gdybym wiedział, to musiałbym zdechnąć. Podejrzewam kilka opcji, np. wykorzystywanie seksualne czy pornografię. Wydawało mi się, że jedynym sposobem na zakończenie tego prześladowania będzie śmierć Katarzyny − mówił podczas przesłuchania.

Z naszych ustaleń wynika, że mężczyzna deklarował, iż był pod wpływem środka przypominającego amfetaminę, jednak badania krwi nie potwierdziły obecności narkotyków ani alkoholu. − Pobrano od niego krew do badań w kierunku obecności w organizmie środków odurzających lub substancji działających podobnie. Jego zachowanie w toku zatrzymania i później może wskazywać na to, że był pod wpływem tego typu substancji – dodał Łapczyński i zastrzegał, że zostanie również zlecona opinia sądowo-psychiatryczna. Jak jednak poinformowała prokurator Agata Kasperek z Prokuratury Okręgowej w Warszawie, mężczyzna w trakcie dokonywania zbrodni miał być „czysty”.

Biegli psychiatrzy uznali, że mężczyzna był poczytalny w momencie popełnienia czynu, choć to mężczyzna niedojrzały emocjonalne, któremu pojęcie empatii jest obce.

Prokurator zażądał kary dożywocia. Obrona apelowała o „taką karę, która da oskarżonemu szansę”. Sędzia Marcin Kosowski zaznaczył, że okoliczności obciążające przeważają wagą i brutalnością czynu: sposób popełnienia zbrodni oraz motywacja.

Sędzia zaznaczył również, że niedojrzałość emocjonalna i uzależnienie nie mogą łagodzić kary. Jedynym elementem, który zadecydował o uniknięciu dożywocia, był młody wiek oskarżonego (28 lat w dniu jego ogłoszenia) oraz brak wcześniejszych problemów z prawem.

Pozbawił życia osobę, która mu zaufała, mieszkała z nim – uzasadniał wyrok sędzia Marcin Kosowski. Wymieniał szereg okoliczności obciążających Mateusza Z.

Oskarżony, jak wynika z opinii biegłych, cechował się „brakiem empatii, obniżoną samokontrolą i niedojrzałością emocjonalną”. Był też uzależniony od środków odurzających, które przyjmował przez wiele lat. Ale to nie może stanowić okoliczności łagodzących − dodawał sędzia ogłaszając wyrok.

W rezultacie Mateusz Z. w styczniu 2021 roku usłyszał karę 25 lat więzienia, z możliwością ubiegania się o przedterminowe zwolnienie dopiero po 20 latach odbycia kary − wliczając pobyt w areszcie śledczym. Sprawa trafiła jednak do Sądu Apelacyjnego, gdzie pod koniec listopada 2021 r. orzeczenie to zostało zmienione. Sąd skazał Mateusza Z. na karę dożywotniego pozbawienia wolności. Wyrok jest prawomocny. 

Super Express Google News
Sąd Apelacyjny zaostrzył kary w procesie o zabójstwo sześciomiesięcznego Maksia
Sonda
Jaka powinna być kara za zabójstwo?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki