Dzieci z Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu: Chcą nas wyrzucić ze szpitala!

2010-12-14 3:00

Wśród rodziców zawrzało, gdy dowiedzieli się o zmianach, które planuje dyrekcja Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu. Zaniepokojone matki obawiają się, że przyjęcie na rehabilitację ich chorego dziecka będzie graniczyło z cudem. Od stycznia na oddziale dyrekcja likwiduje część łóżek.

Maluchy przyjeżdżają do Centrum z najdalszych zakątków kraju, bo to tu mają szansę znów nauczyć się poruszać rękami, chodzić, a nawet mówić. Na oddział rehabilitacyjny trafiają często najcięższe przypadki, np. po wypadkach samochodowych. Liczba miejsc jest ograniczona do 70 łóżek, a lista chętnych bardzo długa. - Trzeba przejść skomplikowaną procedurę kwalifikacyjną i często czekać kilka miesięcy na przyjęcie, ale warto tyle czekać, bo opieka medyczna jest bardzo dobra - chwali szpital Jadwiga Słomka (35 l.), której syn Wojtek (11 l.) uczy się tu chodzić.

Rodzice boją się, że już nie zostaną tu przyjęci.

- W miejscu obecnego oddziału rehabilitacyjnego powstało jedyne w Polsce Centrum Endykronologiczne i Diabetologiczne. Obecnie jest tylko poradnia - mówi z dumą Wojciech Starczyński (44 l.), zastępca dyrektora ds. techniczno-administracyjnych. Dyrektor zapewnia, że zmiany będą korzystne i mali pacjenci nie ucierpią na przekształceniach.

Innego zdania są przestraszeni rodzice, którzy uważają, że okres oczekiwania na leczenie wydłuży się nawet o rok. Renata Żyracha (42 l.) mówi wprost, że boi się, że będzie licytacja, czyje dziecko się dostanie, a czyje zostanie skreślone z listy; że dzieci przewlekle chore będzie się traktowało gorzej niż te, które trafią tu po wypadku. - To obietnice palcem po wodzie pisane. Mniej łóżek oznacza, że ponad 300 dzieci rocznie zostanie odesłanych stąd z kwitkiem - skarży się Jagoda Słomka.

Wojciech Starczyński zapewnia, że część dzieci, która nie wymaga leczenia szpitalnego będzie korzystała z rehabilitacji na oddziale dziennym. Dlatego międzyleski szpital prowadzi negocjacje z Narodowym Funduszem Zdrowia w zakresie dofinansowania pobytu rodziców w hotelach w czasie, gdy ich dziecko będzie rehabilitowane. - To dobry pomysł, ale NFZ oszczędza na dzieciach przewlekle chorych, a miałby dofinansować nasz pobyt w hotelu? Nie wierzę. To tylko mydlenie nam oczu, by odwrócić uwagę od likwidacji części oddziału - lamentuje Marta Pawłowska (26 l.), której synek Piotruś (2,5 l.) wymaga dożywotniej rehabilitacji.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki