Co się stało na szczycie Nanga Parbat

i

Autor: Facebook.com/czapkins Co się stało na szczycie Nanga Parbat

Co wydarzyło się na szczycie Nanga Parbat? Relacja Elisabeth Revol

2018-02-01 11:51

Uratowana przez polskich himalaistów Francuzka, która wróciła już do kraju i przebywa w klinice w Sallanches, opowiedziała agencji AFP dramatyczny przebieg zdarzeń na Nanga Parbat.

Revol w bardzo oszczędny, skoncentrowany na szczegółach technicznych sposób zrelacjonowała przebieg wyprawy na ośmiotysięcznik. Przypomniała, że była to jej czwarta, Mackiewicza siódma próba zimowego wejścia na "zabójczą górę". O Polaku mówiła wciąż w czasie teraźniejszym, określiła go jako himalaistę-pasjonata, doskonale zaznajomionego z Nanga Parbat.

Spotkali się 20 stycznia, a kilka dni później dotarli na wysokość ponad 7000 m. Revol zaznaczyła, że oboje byli wtedy w dobrej kondycji. U stóp Nanga Parbat znaleźli się o godz. 17.15. Nie potrafili opanować ogromnej chęci, by zdobyć szczyt jeszcze tego samego dnia i zdecydowali się kontynuować podejście. Po 45 minutach byli już na szczycie.

Wtedy zaczęły się problemy. - Tomek powiedział mi: "Nic nie widzę". Nie zostaliśmy na szczycie nawet sekundy. To była ucieczka w dół - wyznała agencji AFP. Mackiewicz trzymał się jej ramienia i w tej sposób rozpoczęli "bardzo długie schodzenie na terenie więcej niż trudnym, do tego w warunkach nocnych". - W pewnym momencie nie mógł już oddychać, zdjął osłonę, którą miał na ustach i prawie natychmiast zaczął zamarzać. Jego nos stał się niemal od razu biały, podobnie ręce i stopy - mówiła Revol z rozpaczą w głosie.

Zatrzymali się na dnie zagłębienia, w którym próbowali znaleźć osłonę od morderczego wiatru. Mackiewicz nie miał już sił, by wydostać się z tej szczeliny i zejść do obozu. O świcie sytuacja stała się tragiczna. - Krew nie przestawała wyciekać z jego ust. Symptomy ogólnej opuchlizny, będącej ostatnią fazą choroby wysokościowej, hipoksji hipobarycznej, która jest konsekwencją przebywania na dużej wysokości i niedotlenienia, wskazywały, że szanse na przeżycie Tomasza są niewielkie. Zawiadomiłam kogo tylko mogłam, że Tomek nie ma sił zejść samodzielnie niżej" - relacjonowała Francuzka.

Revol postanowiła zorganizować pomoc. Zaczęła się wymiana wiadomości. Niestety niektóre z nich nie docierały do odbiorców, co jeszcze bardziej komplikowało sprawę. - Powiedziano mi: "Jeśli zejdziesz do 6000 m, będzie można zgarnąć ciebie, a Tomka z wysokości 7200 m przy użyciu śmigłowca". Tak to wyglądał o - relacjonowała. Mackiewiczowi miała tylko powiedzieć: "Słuchaj, helikoptery przybędą tu późnym popołudniem, a ja muszę zejść". Z jej słów wynika, że wysłała jeszcze dokładną lokalizację Tomka z użyciem GPS, a następnie postarała się go "opatulić, jak tylko mogła".

- Schodziłam z myślą, że wszystko się dobrze skończy. Niczego nie zabrałam: ani śpiwora, ani namiotu. Niczego. Śmigłowce miały dotrzeć po południu - opowiadała. Śmigłowce jednak nie przybyły. Kolejną noc Revol spędziła w skalnej szczelinie, podobnie jak Mackiewicz, na dodatek bez żadnego wyposażenia - Kryłam się w tej jamie i cała się trzęsłam z zimna, ale moja sytuacja nie była beznadziejna. Bardziej obawiałam się o Tomka, który był o wiele bardziej osłabiony niż ja - powiedziała.

Revol zdradziła AFP, że po raz pierwszy w życiu miała halucynacje, których do tej pory udawało się jej w górach uniknąć. Wydawało się jej, że ktoś przyniósł jej ciepłą herbatę, a "w ramach podziękowania musiała zdjąć i oddać swoje buty". Postanowiła pozostać na wysokości 6800 m, by nie tracić sił i nie zamarznąć. - Słyszałam z daleka lot śmigłowca poniżej lodowca, ale był zbyt daleko, a poza tym zaczął wiać silny wiatr - mówiła. Gdy dotarła do niej wiadomość, że helikopter nie przybędzie wcześniej niż nazajutrz i że będzie musiała spędzić trzecią noc pod gołym niebem, postanowiła rozpocząć schodzenie. - To stało się walką o przeżycie- powiedziała.

Jak podkreśliła AFP, wiadomość o tym, że Denis Urubko i Adam Bielecki wyruszyli z akcją ratunkową, nigdy do Revol nie dotarła. Swoje zejście Francuzka opisała jako "ostrożne, spokojne" i to "mimo kompletnie przemoczonych rękawic i przenikliwego zimna". Około godz. 3 nad ranem zobaczyła światło w ciemnościach i zaczęła krzyczeć. - To było niesamowite uczucie - przyznała. Zapytana, czy powróci w góry, odpowiedziała twierdząco.

Do Francuzki znajdującej się na wysokości 6000-6100 m w nocy z soboty na niedzielę czasu miejscowego dotarli Bielecki i Urubko. W akcji ratunkowej brali też udział dwaj inni uczestnicy wyprawy na K2 - Jarosław Botor i Piotr Tomala. Na wysokości około 7200 m pozostał Tomasz Mackiewicz. Ze względu na pogarszające się warunki atmosferyczne nie było możliwości, by kontynuować akcję.

CZYTAJ TEŻ: Nanga Parbat: akcja ratunkowa zakończona. Nie pójdą po Mackiewicza [RELACJA NA ŻYWO]

CZYTAJ TEŻ: Adam Bielecki nie wróci po Mackiewicza [WIDEO]

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki