Piątek trzynastego okazał się dla Mariusza O. wyjątkowo pechowy. Na ostatniej rozprawie oskarżony o brutalne zabójstwo bandzior wymyślał coraz dziwniejsze wersje wydarzeń z 23 października 2013 roku, chcąc pomniejszyć swoją winę.
- Ja nie chciałem, żeby pan Jan zginął. Zamierzałem od niego wyciągnąć pieniądze, które był winien mojej dziewczynie, a on się na mnie rzucił z pięściami, więc się broniłem - kłamał przed sądem. - Gdy okazało się, że nie żyje, byłem roztrzęsiony. Bardzo mi przykro - kajał się.
Na próżno. Prokurator obalił zmyśloną przez zwyrodnialca linię obrony i zażądał dożywotniego więzienia: - Mariusz O. zabił, dlatego że zamierzał zabić. Uknuł i doskonalił swój plan, jeszcze przed zabójstwem zastanawiał się, co zrobi ze zwłokami. Pozbawił życia Jana B. z bardzo niskich pobudek, chcąc osiągnąć korzyść majątkową ze sprzedaży jego samochodu. Dla takich jak on nie ma okoliczności łagodzących, trzeba go wyeliminować ze społeczeństwa, by już nigdy nie popełnił równie potwornej zbrodni - apelował w mowie końcowej prokurator Tomasz Łopatka.
Oskarżyciel wnioskował, by surowo ukarać również Tomasza R., który pomógł mordercy dobijać bezbronnego taksówkarza. Sędzia Monika Łukaszewicz nie miała żadnych wątpliwości, ogłaszając wyrok. - Uznaję oskarżonego Mariusza O. winnym zarzucanego mu czynu i skazuję na karę dożywotniego pozbawienia wolności. Winnym uznaję również Tomasza R., któremu wyznaczam karę 10 lat więzienia - powiedziała.
Obaj oskarżeni mają także zapłacić 400 tysięcy złotych odszkodowania synowi i żonie zamordowanego taksówkarza. Po odczytaniu werdyktu sąd zapytał strony, czy zrozumiały jego treść. Tomasz R. pokornie kiwnął głową, a Mariusz O. wpadł w szał. - Ta decyzja jest bezsensowna! Opiera się na samych bzdurach i domysłach! - wykrzykiwał. Wyrok jest nieprawomocny. Obrona Mariusza O. zapowiedziała odwołanie do Sądu Apelacyjnego.
Zobacz: Warszawa. Policja rozbiła żyrardowską bandę
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail