Sytuacja w warszawskich szpitalach
Dr hab. n. med. Paweł Łęgosz w rozmowie z PAP nie kryje, że sytuacja na warszawskich SOR-ach jest dramatyczna.
"Warszawskie SOR-y są mocno przepełnione pacjentami i dawno już przekroczyły próg swojej wydolności" – alarmuje lekarz. Zwraca uwagę na fakt, że liczba mieszkańców stolicy stale rośnie, co dodatkowo obciąża system opieki zdrowotnej.
Decyzja o zamknięciu SOR-u przy ul. Barskiej, zdaniem dr. Łęgosza, była błędem.
"Zamknięto SOR przy ul. Barskiej, szpital na Solcu, w bardzo wrażliwym miejscu, w dzielnicy, w której mieszka bardzo dużo seniorów. Teoretycznie przeniesiono ten szpital na Ursynów, ale to nie jest jeden do jednego, ponieważ ludność ze środka miasta nie wsiądzie w tramwaj i nie pojedzie na Ursynów, tylko przyjdą do nas, na Stępińską, czy na Bielany. Zresztą mieszkańcy Ursynowa też przyjeżdżają do nas, co podwoiło liczbę przyjmowanych pacjentów" – tłumaczy.
Mimo przeciążenia, Szpital Dzieciątka Jezus cieszy się ogromnym zaufaniem.
"Szpital Dzieciątka Jezus jest renomowaną firmą, więc pacjenci właśnie tutaj chcą być leczeni" – mówi dr Łęgosz. Niestety, popularność placówki ma swoją cenę.
"Dobowa liczba rejestracji, która przekracza 150 osób, przerasta możliwości operacyjne naszego SOR-u" – dodaje lekarz.
"To absurd"
Przeciążenie SOR-ów ma również negatywny wpływ na pacjentów po m.in. transplantacjach. Brakuje miejsc dla pacjentów opieki długoterminowej.
"Dochodzi do absurdu: pacjent, w którego państwo polskie zainwestowało gigantyczne pieniądze, np. w przeszczep wątroby, który ma objawy odrzutu tego narządu, czy inne powikłania, musi stać w kolejce oczekujących na przyjęcie, bo w tym momencie muszę przyjąć kogoś z zapaleniem płuc albo układu moczowego" – relacjonuje dr Łęgosz.
Dr Łęgosz od lat alarmuje o problemach warszawskich SOR-ów, ale jak dotąd bez większego skutku. "Od trzech lat chodzę do NFZ-u i uzyskuję informacje, że "niedługo będzie lepiej" – mówi zrezygnowany lekarz.
Obecny system nie działa, co odbija się zarówno na chorych, jak i na wszystkich pracownikach opieki zdrowotnej.
"Wyobraźmy sobie taki obrazek: pod SOR podjeżdżają karetki i zamiast zostawić tam pacjenta i jechać do innego zdarzenia, czekają, czekają… To nie są postoje półgodzinne, ale niejednokrotnie pięciogodzinne. Nikt nie jest zadowolony, a na pewno nie pacjenci, którym nerwy puszczają i dopuszczają się rękoczynów w stosunku do zespołu ratownictwa medycznego. Ponadto, za każdy taki przestój karetki powyżej 15 minut, szpital płaci słone kary. Niejednokrotnie, późnym wieczorem, dostaję telefony z interwencjami, żeby pacjentów jak najszybciej z tych karetek poprzenosić, ale nie mam gdzie. Proszę spojrzeć na tych ludzi, zamiast leżeć w łóżkach siedzą na krzesłach z podłączonymi kroplówkami, a przecież nie mogę chorych na podłodze kłaść. Dramat" - medyk rozkłada ręce.
Potrzebne są zmiany - na cito
Lekarz apeluje o pilne zmiany w systemie opieki zdrowotnej, w tym o zwiększenie liczby łóżek opieki długoterminowej i poprawę funkcjonowania POZ. Podkreśla, że "dobrze byłoby żeby wszyscy, mający kontrakty z NFZ-em, mieli podobne obowiązki co do przyjmowania pacjentów". Warto by było także zachęcić prywatne szpitale do współpracy, dodaje.
"Jak na razie, pacjenci, odpukać, nie umierają nam przed drzwiami. Mamy doskonały, profesjonalny zespół, który robi więcej, niż można, żeby tych pacjentów jakoś poupychać. Ale ci ludzie są już skrajnie przemęczeni i wypaleni, nic więcej nie da się już z nich wycisnąć. (...) Raz w miesiącu ogłaszam konkursy, ale brak chętnych lekarzy do pracy w takim młynie. Boję się, że stracę tych ludzi, których mam, bo w końcu powiedzą „dość”. Ktoś nam musi w końcu pomóc" – podsumowuje.