Dyrektor Palucha Henryk Strzelczyk przyznaje, że w schronisku trzeba było uśpić nagle kilkadziesiąt podopiecznych. - Zmagaliśmy się z kocim tyfusem. Choroba bardzo groźna szczególnie dla kociąt z drugiego miotu który jest słabszy – tłumaczy. W związku z tym w schronisku w ciągu jednego miesiąca uśpiono 28 zwierząt. Dla porównania przez cały 2018 rok eutanazji poddanych zostało 40 futrzaków.
Radny zaalarmowany przez działaczy ze stowarzyszenia Paluch Watch ( kontrolującego funkcjonowanie schroniska) zwrócił uwagę prezydentowi, że podczas tej masowej eutanazji mogło dojść do usypiania zdrowych kotów.
– Nawet szczepione zwierzęta nie są w stu procentach bezpieczne w przypadku kociego tyfusu- tłumaczy dyrektor schroniska.
Radny PiS dyrektorowi najwyraźniej nie ufa i poprosił prezydenta o kontrolę w schronisku. - Czy możliwe jest przeprowadzenie ponownej kontroli w tym zakresie, czy poprzednie przeprowadzane były z zachowaniem wszystkich procedur- nie odpuszcza Jacek Cieślikowski. I w tym przypadku Strzelczyk ma gotową odpowiedź. - Sprawę badały chyba wszystkie instytucje. Powiatowy Inspektorat Weterynarii czy Warszawska Izba Lekarsko-Weterynaryjna – broni się Strzelczyk. Potwierdza to rzecznik ratusza Kamil Dąbrowa. - W 2017 roku WILW przeprowadziła kontrolę. Wynika z niej, że do schroniska trafiło 11 zakażonych już kotów. Trzeba było działać, żeby zapobiec epidemii, bo w warunkach schroniskowych jest to choroba nieuleczalna. Wszystko obywało się w porozumieniu z lekarzami weterynarii – tłumaczy.