Tajemnica zapomnianego cmentarza

i

Autor: PG

SETKI ofiar epidemii w Warszawie. Tajemnica zapomnianego cmentarza. Zakazane miejsca [WIDEO]

2020-03-24 14:56

​Podczas gdy obecnie cały świat walczy z epidemią koronawirusa, niegdyś ludzkość dziesiątkowały inne choroby. Dżuma, ospa, cholera, a nawet zwykła grypa zbierały śmiertelne żniwo. Do dziś zostało jednak niewiele materialnych świadectw po tych straszliwych zarazach. Wśród nich wyróżnia się jedno, skryte za wysokimi nasypami kolejowymi przypomina o straszliwej epidemii, która nawiedziła Warszawę w XIX wieku. W kolejnym odcinku Zakazanych Miejsc zobaczymy najbardziej niedostępną nekropolię w Warszawie - cmentarz choleryczny. Wspólna mogiła ofiar jest świadectwem ogromnej epidemii cholery, która nawiedziła Pragę w latach 1872-1873.

Cholera, podobnie jak koronawirus, pochodzi z Azji, początkowo pustoszyła rejon północnych Indii i dopiero w XIX wieku dotarła do Europy. Do Polski przywlekli ją rosyjscy żołnierze tłumiący powstanie listopadowe. Zmarli na nią m.in. wielki książę Konstanty oraz carski marszałek Iwan Dybicz. Podejrzewa się, że ofiarą epidemii cholery, która szalała w Stambule, padł również Adam Mickiewicz.

Choroba zaczynała się to od biegunki i wymiotów, to od gwałtownego rznięcia w brzuchu, w skutku którego chorzy bez przytomności na ziemię padali i z bólu aż ziemie gryźli - relacjonował jeden z dziewiętnastowiecznych świadków zarazy.
Przez cały XIX przez tereny Polski przetaczały się kolejne fale cholery, które dziesiątkowały ludność. Chorowały setki tysięcy osób, a poziom umieralności sięgał 50 procent.

Na praskim cmentarzu cholerycznym spoczęło niemal 500 ofiar zarazy. Zmarłych ze względów sanitarnych chowano poza obrębem miasta, aby bakterie nie przedostawały się do wody. Na cholerę umierała przede wszystkim biedota miejska, która nie dbała o higienę oraz nie miała dostępu do czystej, bieżącej wody. Należy pamiętać, że miejskie wodociągi powstały dopiero ponad 10 lat po wielkiej zarazie.

Co ciekawe na cmentarzu pochowano również 7 carskich żołnierzy "bałwochwalców", czyli wyznawców religii pogańskich.
Cmentarz został ufundowany przez Cezarego Skoryna, społecznika i filantropa, właściciela miejscowej fabryki kamieni i maszyn młyńskich, który dbał o to, żeby nekropolia pozostawała w należytym stanie i nikt nie rozkradał grobów. Jednak już po dwóch latach teren przejęło miasto w związku z budową linii Kolei Nadwiślańskiej. Cmentarz został odcięty przez wysokie nasypy. Od tej pory nekropolia popadała w coraz większe zapomnienie, aż z czasem nie pozostał z niej niemal żaden ślad.
Taki stan miał miejsce do 1908 roku, gdy rozpoczęto przebudowę okolicznego węzła kolejowego. Wówczas robotnicy pracujący na budowie, zaczęli natrafiać na ludzkie szczątki.

"Pierwsze kości poszły wraz z ziemią pod wał nasypowy. Co chwila łopata natrafia na wieko trumny, na żółtym piasku leżą już sute piramidy z piszczeli i czaszek ludzkich" - relacjonował wówczas dziennikarz jednej z warszawskich gazet.

Ludzkie szczątki złożono do wspólnej mogiły, która znajdowała się nieco na północ od pierwotnego cmentarza. Miejsce spoczynku upamiętniono pomnikiem z inskrypcją o treści: Tu spoczywają szczątki 478 ofiar zarazy cholerycznej z lat 1872-1873 zebrane pod tą wspólną mogiłą po zniesieniu cmentarza cholerycznego przy budowie węzła kolejowego w 1908 r.
Jak się okazało, całkowicie odcięta od świata mogiła znów została zapomniana i popadła w całkowitą ruinę, tak że w 2009 roku, gdy grupa aktywistów podjęła się jego rewitalizacji, trzeba było zburzyć stary pomnik i odbudować cmentarz od zera.

Setki ofiar epidemii w Warszawie. Tajemnica zapomnianego cmentarza

Do dziś jednak do nekropolii można dostać się, jedynie przekraczając linię kolejową, co sprawia, że jest najbardziej niedostępnym cmentarzem w Warszawie.

Nie jest to jedyna pozostałość po zarazach, które niegdyś nawiedzały Warszawę. Na Bródnie znajduje się bowiem, pozostałość po dawnym cmentarzu ofiar epidemii dżumy z 1708 roku. Z nekropolii pozostał jedynie jeden nagrobek, wystawiony przez pogrążoną w żalu żonę i matkę, dla swojej zmarłej rodziny.

Na obelisku wyryte są słowa: Tu Michał Walemberger powietrzem ruszony z synem i córką leży, który od swey żony te pamiątkę odbiera, prosząc mijających do Boga o westchnienie na dusze leżących, w dzień drugi września wiek skończył doczekasny w rok Pański tysiąc siedemset ósmy.

Jest to jednocześnie najstarszy nagrobek w Warszawie. Początek zarazy z 1708 roku wiąże się z przedziwną miejską opowieścią. Wracający z karczmy na silnym rauszu woźnica Jan Kazuba, miał zobaczyć wyłaniającą się z Wisły "morową dziewicę", która stojąc w wodzie, głową miała sięgać Zamku Królewskiego. Nieszczęsny woźnica stał się pierwszą ofiarą dżumy, na którą umarło później ponad 30 tys. warszawiaków.
Natomiast najstarszy wzmiankowany cmentarz epidemiczny w Warszawie znajdował się w okolicy dzisiejszej Warszawskiej Opery Kameralnej, gdzie spoczęły ofiary epidemii dżumy z lat 1624-25, zmarło wówczas około 2500 osób, co stanowiło około 20 proc. mieszkańców miasta.

Epidemie, które dziesiątkowały ludność, a nie raz wyludniały niemal całe miasta regularnie nawiedzały stolicę Polski. Dziś pozostały po nich jedynie zapomniane mogiły.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki