„Siedział ogłuszony w samochodzie”. Kolejna rozprawa ws. tragicznego wypadku na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie

2025-07-10 13:39

10 lipca 2025 roku w warszawskim sądzie odbyła się kolejna rozprawa dotycząca tragicznego wypadku na Trasie Łazienkowskiej, w którym zginął 37-letni Rafał P., a trzy inne osoby odniosły poważne obrażenia. Oskarżony Łukasz Żak, który prowadził volkswagena pędzącego z prędkością ponad 220 km/h, nie przyznaje się do winy.

Łukasz Ż. jest oskarżony o spowodowanie w dniu 15 września 2024 roku przy alei Armii Ludowej w Warszawie wypadku w ruchu lądowym, na skutek którego poniósł śmierć pokrzywdzony Rafał P., pokrzywdzona Ewelina P. doznała obrażeń ciała skutkujących zaistnieniem u niej choroby realnie zagrażającej życiu, zaś dwie osoby pokrzywdzone, małoletni Jakub P. i Paulina K., doznali obrażeń ciała skutkujących naruszeniem czynności narządów ciała trwających dłużej niż siedem dni – mówił prokurator.

Oskarżony bezpośrednio po zdarzeniu zbiegł z miejsca wypadku, a przestępstwa tego dopuścił się, znajdując się w stanie nietrzeźwości, nie zastosowawszy się do orzeczonego wobec niego prawomocnym wyrokiem sądu zakazu prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych – dodawał prokurator Skiba.

Łukasz Żak działał w warunkach recydywy. Początkowo śledczy nie uwzględnili w treści zarzutu prowadzenia pojazdu w stanie nietrzeźwości, ponieważ oczekiwali na opinię z zakresu toksykologii. Po jej uzyskaniu zarzut został rozszerzony. Łukasz Żak nie przyznaje się do winy. Przestępstwo, którego się dopuścił, zagrożone jest karą od pięciu do 30 lat więzienia.

Swoje zeznania w sądzie złożyła m.in. Sara S. – Jechałam Arteonem z Pauliną, Łukaszem, Maciejem i Adamem. Prowadził Łukasz. Mój chłopak powiedział że nie pił, bo gdyby pił, to nie pozwoliłby mi jechać. Ta rozmowa była już po zdarzeniu. Nie pamiętam, kto decydował, kto pojedzie Arteonem – mówiła Sara.

Leczę się na nerwicę lękową. Miałam atak paniki w momencie wypadku i jak się ocknęłam. Myślę, że jechaliśmy zbyt szybko. Prędkość była odczuwalna. Spojrzałam na przód i było 150 albo powyżej − mówiła dalej.

Sara kontynuowała: – Oberwałam w głowę czymś szklanym. Potem zobaczyłam coś czarnego. Policjanci mówili potem, że to była deska rozdzielcza. Gdy się ocknęłam, słyszałam Adama: „Sara czy żyjesz?”. Drzwi Pauliny i Łukasza były już otwarte. Nie było ich w środku. Myślałam, że są już w karetce lub ktoś ich zabrał. Maciej siedział ogłuszony w samochodzie. Dlaczego się oddaliłam z miejsca wypadku? Oddaliłam się z miejsca zdarzenia, bo dostałam ataku paniki i leciała ze mnie ciurkiem krew. Bardzo żałuję, że znalazłam się w tym samochodzie. Robiłam to, co mówił mi mój chłopak.

Straciłam tam przytomność, kręciło mi się w głowie, płynęła mi krew po twarzy i to stało się bardzo szybko. Gdy dochodziłam do siebie, strasznie kręciło mi się w głowie. Cały czas miałam ciemno przed oczami, cały czas Adam mnie prowadził. Było bardzo dużo dymu, później zrozumiałam, że to po prostu z poduszek powietrznych. Taki pył, jak po wybuchu poduszek. Widziałam wszystko jak przez mgłę, było takie szare. Adam zabrał mnie jako pierwszą. Wiem, że było tam też dużo ludzi wokoło. Ja widziałam tylko, że Maciej po prostu trzymał się za głowę i chwiał się, tak jakby miał zaraz zemdleć. Tak to wyglądało − opowiadała dalej przed sądem.

Super Express Google News
Łukasz Ż. po wypadku na Trasie Łazienkowskiej zadzwonił do matki ofiary. "Uciekam do Hiszpanii"
Sonda
Czy miałeś kiedyś wypadek drogowy?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki