Szymon był oddanym hodowcą ozdobnych ptaków. Zginął w tragicznym wypadku samochodowym, gdy jechał do Radzynia Podlaskiego po samca pawia. Mężczyzna, który poświęcił niemal pół wieku na hodowlę ptaków, nie dojechał do celu. Zmarł w szpitalu kilka godzin po wypadku.
− Szymek długo szukał w Internecie samca, aż wreszcie udało mu się znaleźć sprzedawcę − relacjonuje Marek L. (60 l.), szwagier zmarłego.
Mężczyzna, jak słyszymy dalej, łączył pracę dekarza z pasją do hodowli ozdobnych ptaków. Jak relacjonuje jego rodzina, Szymon zawsze wracał na swoją działkę pod Siedlcami, aby zaopiekować się swoimi ukochanymi ptakami, nawet po kilkudniowych delegacjach.
− Kiedy dorwał słuchacza, nie puścił go łatwo. Musiał opowiedzieć mu wszystko o ptakach, a szczególnie pożalić się o utracie samca pawia – wspomina Marek L.
Na początku ubiegłego miesiąca zginął jego ulubiony paw, a w zagrodzie pozostała samotna samica. Szymon Z. długo szukał w Internecie odpowiedniego kandydata dla niej. W końcu znalazł sprzedawcę w okolicach Radzynia Podlaskiego.
− Ze sprzedającym zamieszkałym gdzieś w okolicach Radzynia Podlaskiego dogadał się przez telefon i obiecał facetowi, że niedługo przyjedzie po ptaka. Już za dwa dni poprosił mnie żebym wsypał ptactwu ziarna i wyjechał po pawia – opowiada Marek L.
Mimo późnej pory i długiej trasy, Szymon Z. zdecydował się wyruszyć w podróż. Niestety, nie dotarł na miejsce. − Odradzałem mu żeby jechał tego dnia, bo było już późno, a przed nim ponad 80 kilometrów w jedną stronę. Kontaktowałem się z nim telefonicznie. Powiedział, że do celu ma jeszcze 30 km. Kiedy zadzwoniłem drugi raz Szymek już nie odpowiadał. Zaraz dowiedzieliśmy się, że jest w szpitalu, bo rozbił się miedzy Siedlcami a Białą Podlaską – relacjonuje szwagier zmarłego.
Wypadek, który okazał się tragiczny w skutkach, miał miejsce między Siedlcami a Białą Podlaską. Szymon Z., skręcając w lewo, zajechał drogę busowi.
− Nie dojechał na umówione miejsce, by kupić pawia. Razem z Krystyną żona Szymka pojechaliśmy do szpitala. Szwagier jeszcze żył, widzieliśmy jak wieźli go na salę operacyjną. Po godzinie wyszła pielęgniarka i powiedziała, że Szymona nie udało się już uratować. Wypadek był z jego winy, bo skręcał w lewo i zajechał drogę busowi. Bardzo mi go szkoda, bo drugiego człowieka tak kochającego ptaki na pewno już nie spotkam – dodaje Marek L.
Śmierć pana Szymona Z. to ogromna strata dla rodziny i lokalnej społeczności. Jego pasja i oddanie ptakom na zawsze pozostaną w pamięci bliskich.