Do tragedii doszło 30 lipca 2024 roku przy ul. Kąty Grodziskie na Białołęce. 18-letni Dymytro, wracając z zakupami do domu, został uderzony przez 30-kilogramowy kocioł gazowy zrzucony z dachu przez jednego z robotników.
Nastolatek odniósł rozległe obrażenia twarzoczaszki, kości czołowej oraz mózgowia. Lekarze natychmiast przeprowadzili wielogodzinną operację, jednak jego stan od początku był krytyczny. Chłopak przez wiele dni pozostawał w śpiączce farmakologicznej. Niestety, w nocy z 7 na 8 sierpnia zmarł w warszawskim szpitalu.
− 50 metrów i by żył − mówiła w rozmowie z „Super Expressem” zrozpaczona rodzina, wskazując, że nastolatkowi zabrakło dosłownie kroków, by bezpiecznie wejść do domu.
Już po wypadku pracownik firmy remontowej usłyszał zarzuty narażenia człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślnego spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Mężczyzna przyznał się do winy. Sąd zastosował wobec niego środki zapobiegawcze – zakaz pracy na wysokościach, zakaz opuszczania kraju oraz obowiązek stawiania się na policji raz w tygodniu.
Śledztwo wykazało, że pracownik remontowy nie przestrzegał podstawowych zasad BHP. Jak informowała firma, robotnicy mieli polecenie, by z dachu wynosić elementy przez klatkę schodową. − Jeden z naszych pracowników pomyślał, że to zrobi inaczej, i doszło do tragedii − mówił przedstawiciel firmy remontowej.
Mieszkańcy bloku zwracali uwagę, że teren nie był ogrodzony ani oznakowany. − Nikt z nas nie miał informacji, że na dachu trwają prace. Teren dookoła nie był w żaden sposób zabezpieczony. Zadaniem zarządcy nieruchomości jest zapewnienie bezpieczeństwa i nadzór nad trwającymi pracami − podkreślali sąsiedzi.
Prokuratura po przeprowadzeniu sekcji zwłok zmieniła kwalifikację czynu. Jak przekazała 3 września 2025 roku prok. Karolina Staros z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga: − W sprawie postawiono zarzut o czyn z art. 155 k.k. jednej osobie i 25 lipca 2025 r. skierowano akt oskarżenia do Sądu Rejonowego dla Warszawy Pragi-Północ w Warszawie.
Oznacza to, że mężczyzna odpowie za nieumyślne spowodowanie śmierci. Za ten czyn grozi kara od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności.
− Kogokolwiek by ukarali, i tak życia chłopcu to już nie wróci − mówili z żalem sąsiedzi.