Paulina Holtz, aktorka znana głównie z "Klanu", opublikowała na Instagramie nagranie, w którym relacjonuje wizytę swojego taty w jednym ze szpitali WUM - konkretnie chodzi o miejsce przy ul. Banacha w Warszawie. Jak wynika z relacji kobiety, placówka miała być zamknięta, mimo zaplanowanego badania. Sprawa wywołała niemałe poruszenie, lecz sam szpital tłumaczy się, że sytuacja została "wyolbrzymiona". Jak podaje portal Fakt, Paulina Holtz twierdziła, że jej tata miał umówione badanie echo serca w jednej z klinik UCK WUM. Kiedy udał się na wizytę, okazało się, że placówka nie działa.
— Od półtora roku miał umówiony w szpitalu termin badania echa serca, które musi zrobić, bo za miesiąc ma wizytę u lekarza i to badanie jest wymagane. Pojechaliśmy dziś do szpitala na Banacha i okazało się, że szpital zrobił sobie wolne i nie ma nikogo — relacjonowała Paulina Holtz w mediach społecznościowych.
Aktorka napisała też, że inni pacjenci przyjechali tam z daleka i również zostali postawieni przed zamkniętymi drzwiami — "odbili się od drzwi", jak to określiła. — Osoba w ochronie powiedziała nam, że pacjenci po 300 km dzisiaj przyjeżdżali i odbijali się od drzwi, ponieważ nikt nie poinformował pacjentów, że szpital zrobił sobie wolne. Wszystkie ustalone badania, na które często czeka się rok czy półtora, dzisiaj się nie odbywają — tłumaczyła Paulina Holtz. Szpital przedstawia zupełnie inną wersję wydarzeń. Szczegóły poniżej.
Aktorka atakuje, szpital się tłumaczy. Kto ma rację? "Pacjenci czasem się mylą"
Fakt skontaktował się z pracownikami szpitala, którzy twierdzą, że placówka przy Banacha działała w tym dniu w trybie dyżurowym. Przyjmowano jedynie nagłe przypadki pacjentów, a poradnie specjalistyczne były zamknięte, ponieważ pracownicy odbierali dzień wolny za 1 listopada. Rzeczniczka szpitala dodała, że 10 listopada nie prowadzono zapisów ani badań, ponieważ termin ten był od dawna oznaczony w grafikach jako dzień wolny.
— (Ojciec Pauliny Holtz) był u nas 4 czerwca w poradni kardiologicznej. Otrzymał wtedy skierowanie na badanie echo serca. Od razu po wizycie udał się zapisać na to badanie i wyznaczono mu termin na 7 października tego roku. Niestety, na badaniu się nie pojawił — nie odwołał też wizyty ani nie poprosił o jej przełożenie. Po prostu nie przyszedł - powiedziała Barbara Mietkowska, rzeczniczka WUM, w rozmowie z "Faktem". — Pacjenci czasem się mylą albo po prostu nie przychodzą na wyznaczone wizyty. Wydaje się, że tutaj właśnie o taką pomyłkę chodziło. Nikt tego nie zweryfikował i niepotrzebnie rozpętała się burza — dodała.
Mało tego, rzeczniczka uważa, że w szpitalu wcale nie było "szturmu pacjentów", wbrew relacji Pauliny Holtz. Aktorka zapowiada, że nie zamierza tak zostawić tej sprawy i skieruje oficjalne pismo do Rzecznika Praw Pacjenta. Jednocześnie nie chciała odnieść się do wersji wydarzeń przedstawionej przez szpital. Cóż, wygląda na to, że nastąpiła mała "wpadka". Sprawie będziemy się przyglądać.
Zobacz galerię zdjęć: Tak się zmieniała Paulina Holtz, czyli Agnieszka z serialu "Klan"