Anna Starmach opowiada "Super Expressowi": Od dziecka byłam kucharką

2014-03-24 3:00

Jest córką Teresy i Andrzeja Starmachów, znanych kolekcjonerów sztuki, właścicieli krakowskiej galerii Starmach. Kiedy miała 10 lat, zaplanowała swoje życie. Dom za miastem, troje dzieci, prowadzenie galerii rodziców. Dziś ma prawie 27 lat i plan... do sierpnia. Anna Starmach, najmłodsza jurorka MasterChefa, opowiada "Super Expressowi", jakim była dzieckiem i kiedy najbardziej w życiu zdenerwowała tatę.

Jestem środkową Starmachówną, mam dwie siostry: starszą Kasię i młodszą Agatę. Mimo że jestem środkowa, zwana byłam najstarszą, bo byłam najrozsądniejsza, najbardziej dorosła, dojrzała. Kiedy rodzice wychodzili, wszystko było na mojej głowie, robiłam obiadki, przygotowywałam kanapki.

Zawsze miałam świadectwo z czerwonym paskiem, nigdy nie spóźniłam się do szkoły. Ja uważałam, że się spóźniłam, gdy nie byłam pierwsza na korytarzu. Kiedy lekcje zaczynały się o godz. 7.30, ja od 7 byłam już w szkole. Cierpieli z tego powodu rodzice, bo musieli wstawać skoro świt. Dlatego już pod koniec pierwszej klasy nauczyli mnie samą przemierzać ulice, a to wcale nie było tak blisko.

Pół wakacji spędzałam w naszym domu na wsi koło Krynicy, pół z siostrami na obozach harcerskich. Był to dla mnie fantastyczny czas. Spało się w lesie, jadło nieświeży chleb, nie myło się przez dwa tygodnie. Gdy pytano mnie, czy bardziej podobało mi się na wyjeździe z rodzicami w Rzymie czy Paryżu, mówiłam, że na Mazurach... Dzieciom imponują rówieśnicy, cieszą się, gdy nie ma kontroli rodziców.

Byłam dzieckiem, którego nie spotykały dziwne przygody... Nie lubiłam kożucha na mleku, a babcia podczas wakacji na wsi codziennie raczyła nas kakao. Więc ja to kakao wylewałam przez okno. Wkrótce odkryto ten proceder - gdy bielony dom zrobił się... brązowy. Ale to raczej na starszą siostrę spadały wszelkie nieszczęścia. Zawsze była chora, to jej rozwalał się but, to jej coś ukradli. Bywało, że z natłoku niemiłych zdarzeń w swoim życiu mnie kazała brać na siebie winę. Że to niby ja rozwaliłam piłkę albo że to ja pomalowałam ściany. I ja się przyznawałam.

Lania nigdy nie dostałam. Rodzice tak nas wychowywali, aby klapsy nie były potrzebne. Największą awanturę, jaką pamiętam, zrobił nam tato. Wpadł w furię, gdy moja starsza siostra podpuściła mnie i znalazłyśmy prezenty, które miałyśmy dostać na mikołaja, a to były cudem zdobyte przedmioty z peweksu: lalka Barbie z długimi włosami dla mnie, i żółty walkman dla mojej siostry. Miałam wtedy może 4-5 lat i wierzyłam jeszcze, że św. Mikołaj istnieje...

Czytaj też: Anna Starmach ofiarą hakera z Nigerii! Podszyli się pod gwiazdę!

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki