„Byłem oszołomiony”. Syn Violetty Villas wspomina ich wspólne podróże

2023-12-05 11:24

- Dzięki mamie zobaczyłem inny świat, świat, którego wiele osób nawet sobie wtedy nie wyobrażało – wspomina Krzysztof Gospodarek (67 l.) w rozmowie z „Faktem”. 5 grudnia minęła 12 rocznica śmierci Violetty Villas i z tej okazji jej syn opowiada o tym, jak podróżowało się z mamą.

Violetta Villas

i

Autor: AKPA

Minęło 12 lat od śmierci Violetty Villas

To była niezwykła artystka, znana nie tylko w Polsce, ale także i na świecie. Choć życie Czesławy Cieślak – bo tak naprawdę nazywała się Violetta Villas – nie było usłane tylko różami, to jej sukces zapewnił jej ponadczasową sławę. Choć jej życie było pełne wzlotów i upadków, to do tej pory jest uznawana za jedną z najważniejszych Polaków swojego pokolenia. Artystka zmarła 5 grudnia 2011 roku w Lewinie Kłodzkim. W niezwykłych podróżach często uczestniczył jej syn — Krzysztof Gospodarek, który do tej pory wspomina, jak to było z mamą oglądać nowy i całkowicie nieznany świat. Na łamach „Faktu” wracał do tego wyjątkowego czasu w swoim życiu i występów Violetty Villas w Las Vegas.

Syn artystki Krzysztof Gospodarek wspomina wspólne podróże

- Widziałem kilka koncertów, niektóre podglądałem nawet zza kulis. Do takich miejsc można było wejść, gdy się skończyło 21 lat. Ja miałem 12, ale gwiazda może wszystko, więc mogłem wejść i oglądać. Byłem tam z mamą w 1967 roku. Gdy ją zobaczyłem na scenie w otoczeniu tancerzy, baletu, tak pięknie ubraną, nie wierzyłem, że to ona. W Polsce nigdy czegoś takiego nie widziałem - mówi.

Dla młodego człowieka zderzenie się z kulturą zachodu było niezwykłym przeżyciem.

– Oświetlenie ulic. Jadąc z lotniska w nocy czułem się, jak w ciągu dnia. My wtedy w Polsce mieszkaliśmy przy ulicy Solec w Warszawie, na ulicach były kocie łby, a oświetlały je latarenki gazowe. Potem byłem oszołomiony sklepami, było tam wszystko. Poza tym wystrój wnętrz, wzornictwo, wszystko piękne i kolorowe. Pamiętam, jak z mamą chodziliśmy do starej części Las Vegas na frytki, tam wszędzie były automaty do gier. Ludzie jedli i grali, a wygrane monety mieli w kubkach papierowych. Sam grałem na maszynach, bo zbierałem na komiksy. Niestety potem część z nich zatrzymał urząd celny, bojąc się, że to może jakaś propaganda, a część pożyczyłem i nie odzyskałem. To były komiksy o Super Menie, Hulku. Dzięki mamie zobaczyłem inny świat, świat, którego wiele osób nawet sobie wtedy nie wyobrażało – wspomina.

Talent Viletty Villas doceniali słuchacze na całym świecie

Choć w Polsce recenzenci dla Violetty Villas nie byli łaskawi, to we Francji jej występy były prawdziwym hitem!

- Tak, recenzje po jej występach były wręcz oszałamiające, to tam napisano, że mama ma głos ery atomowej. Zdradzę, że z jej wyjazdem do Francji wcale nie było jednak łatwo. Wtedy o tym, który artysta pojedzie na zagraniczne koncerty, decydował Pagart, a oni nie chcieli jej puścić. Pojechała tylko dlatego, że ktoś z obsługi technicznej szepnął Bruno Cocqutrixowi, szefowi paryskiej Olimpii, że mama jest i może śpiewać. Wcześniej słyszał, że nie ma z nią kontaktu. No i mama pokazała, co potrafi – mówi pan Krzysztof.

Artystkę doceniono także w USA. Violetta Villas przez 3 sezony była gwiazdą w Casino de Paris, ale występowała na całym świecie.

– Trzeba mieć nie tylko odpowiednią skalę głosu, odpowiedni tembr, ale jak to mówiła mama – tę iskrę Bożą. To się ma lub nie, bo tego się nie można nauczyć, z tym się trzeba urodzić. A ona to wszystko miała. Potrafiła czarować ze sceny, a do tego miała bardzo silną osobowość, ale to cecha każdej gwiazdy, a ona nią była – dodaje.

Quiz. Irena Santor czy Violetta Villas? Kto śpiewał tę piosenkę?

Pytanie 1 z 10
"Przyjdzie na to czas" to przebój

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki