- Pani Ireno, każda rozmowa z panią to ogromna przyjemność. Ma pani w sobie tyle energii, tyle żaru młodości, tyle ciepła. No i ten głos, tak dźwięczny, głos młodej dziewczyny. A przecież w pani życiu nie brakowało i tragicznych wydarzeń - wypadek samochodowy, walka z rakiem...
- Tak, cieszę się życiem, cieszę się każdą jego chwilą. Wiem, jestem tego pewna, że warto żyć dla samego faktu istnienia. I chyba zawsze tak było, chociaż w tej umiejętności cieszenia się chwilą umocniłam się po swojej chorobie.
- Nie od razu chciała pani o niej mówić, ale w końcu została pani jedną z ambasadorek walki z rakiem piersi i od 10 lat, odkąd wykryto u pani ten nowotwór, namawia pani kobiety do regularnych badań, bierze pani udział w akcjach edukacyjnych...
- U mnie nowotwór został wykryty bardzo wcześnie, wcześnie przeprowadzona operacja zakończyła się pomyślnie. Dlatego przekonuję kobiety, że wcześnie wykrytego raka można pokonać, tylko najpierw trzeba pokonać ten strach przed nim.
- Pani się nie bała?
- Oczywiście, że się bałam, ale jednocześnie chciałam jak najszybciej pozbyć się tego raka. Strach jest naturalną reakcją, zwłaszcza na początku, ale nie może obezwładniać, mieć nad nami władzy. W takich momentach dobrze mieć przy sobie przyjaciół, na których można liczyć.
- Pani, stając się twarzą kampanii polskich Amazonek, jest teraz przyjacielem dla tych Polek, które wczoraj się jeszcze bały, a dziś już śmiało zaczynają walczyć z chorobą. Jedna z kobiet z Klubu Amazonek po spotkaniu z panią powiedziała: "Usłyszałam od pani Santor tyle ciepłych słów, uwierzyłam, że mam szanse na zwycięstwo z chorobą". To chyba najlepszy dowód, że warto było mówić?
- Nic tak nie krzepi, jak przykłady, że ktoś wygrał z chorobą. Tak, to daje satysfakcję, że robi się coś dobrego. U nas o raku wciąż mówi się, jakby to była jakaś wstydliwa choroba.
- Wystąpiła pani także w filmie dotyczącym nowotworów piersi?
- To był taki materiał filmowy, element kampanii edukacyjnej.
- Bierze też pani udział w licznych koncertach charytatywnych na rzecz pokrzywdzonych przez los, np. powodzian, na rzecz bardzo chorych dzieci... Ma pani wielkie serce!
- To wydaje mi się takie normalne, naturalne. I jaką daje radość! Widok, zwłaszcza dzieci, które choć na chwilę mogą zapomnieć o swojej chorobie, to jest to, o co mi chodzi.
- W swoim dorobku artystycznym ma pani wiele cennych nagród, złotych kluczy, m.in. miasta Bufallo i, przypomnijmy, dwa razy zajmowała pani czołowe miejsca w naszych, "superexpressowych" plebiscytach na najpopularniejszego polskiego piosenkarza. Ludzie wciąż chcą panią oglądać, słuchać. Mimo że kilka razy zapowiadała pani wycofanie się z życia artystycznego, słyszałam, że w listopadzie ukaże się pani płyta?
- Właśnie zaraz jadę na kolejne nagranie. Nie, nie wycofuję się, choć, będąc na emeryturze, zwolniłam tempo. A i tak mam mało czasu na to, co sobie zaplanowałam na emeryturze, zwłaszcza na książki.
- Ma pani u swego boku wspaniałego mężczyznę, który nazywa panią Księżniczką Czardasza i przyznaje, że jest pani narodowym skarbem, a on tylko kustoszem tego skarbu... Tylko pozazdrościć...
- Tak, takiego mężczyzny można pozazdrościć. Jestem szczęśliwa, mając go przy sobie.