Ścibakówna: Mąż mnie wspiera

2008-11-26 11:30

Beata Ścibakówna (40 l.) gra surową doktor Orlicką w serialu "Na dobre i na złe". Możemy ją także podziwiać w ewolucjach na łyżwach. Nam opowiada, dlaczego występuje w show "Gwiazdy tańczą na lodzie", czy jest niewolnicą mody i jaki kolor pasuje blondynce.

- Czy jazda na łyżwach to dla pani wyzwanie?

- Z pewnością. Lód jest twardy, łyżwy ostre i ciężkie (śmiech). Nie wiem, czy państwo wiedzą, że jedna łyżwa waży 1,5 kg, jest ciężka, a do tego twarda jak but narciarski. Nie jest łatwo. Podczas przygotowań do programu dowiedziałam się o istnieniu mięśni, o których do tej pory nie miałam pojęcia, a teraz nie dość, że wiem, iż są, to jeszcze potrafią boleć.

- Po co aktorce, która spełnia się zawodowo i na deskach teatru, i w filmie, udział w programie rozrywkowym?

- Wiem, że jestem postrzegana jako osoba stateczna, która nie bierze udziału w tego rodzaju programach, ale właśnie na przekór wszystkim i wszystkiemu chciałam spróbować show, który odbiega od mojego wizerunku. Ewolucje na łyżwach to, według mnie, najtrudniejsze wyzwanie jakie - w obecnych na antenie programach rozrywkowych - staje przed uczestnikami. Byłam ciekawa, czy podołam, czy dam radę fizycznie. Na razie, odpukać, łyżwa mi się w nic nie wbiła, więc jadę dalej.

- Trenowała pani przed programem?

- Nie. Nie przygotowywałam się w specjalny sposób. Jestem osobą aktywną fizycznie. Chodzę na zajęcia fitness, gram w tenisa, jeżdżę na nartach. Sport w moim życiu jest cały czas obecny.

- Ale mąż pani nie dopinguje?

- Jest zapracowany w teatrze. Myślę, że mnie wspiera, bo jest moim mężem. Ale mimo iż pracujemy w tym samym teatrze, nasze drogi artystyczne są różne, podejmujemy inne zawodowe wyzwania.

- Helena, pani córka, też jeździ na łyżwach?

- Tak i od czasu do czasu wpada na moje próby. Helenka ma 8 lat. Ggdy miała 4 lata kupiłam jej łyżwy i razem jeździłyśmy na lodowisku pod Pałacem Kultury i Nauki.

- Czy zalicza się pani do tych kobiet, które są niewolnicami mody?

- Nie jestem niewolnikiem mody. Nie wyrzucam ubrań co sezon. Ale staram się nadążać za tym co modne. Niedawno kupiłam sobie ciepłe wełniane poncho. Ma piękny turkusowy kolor, w jakim do twarzy blondynkom.

- A podobają się pani stroje, w których tańczy na lodzie?

- To jest coś nowego. Kuse, wąskie inne niż te, które noszę na co dzień, ale takie jest prawo tego show. Bardzo źle się w nich nie czuję.

- W jaki sposób relaksuje się pani po wyczerpujących treningach?

- Masaże, ciepła kąpiel i ćwiczenia rozciągające, żeby nie bolało i nie było skurczów.

- Czy rolę doktor Orlickiej z serialu "Na dobre i na złe" traktuje pani równie poważnie, jak role teatralne?

- Do wszystkich ról podchodzę równie poważnie. W każdą rolę staram się włożyć dużo serca. Docent Orlicka swój wygląd, to znaczy okulary i perukę, zawdzięcza mnie. To ja wymyśliłam te rekwizyty. Chciałam, żeby ta postać zapadała w pamięć, a zarazem była prawdziwa, żeby widz patrząc na nią, przypominał sobie, że podobną osobę spotkał w życiu. Jednak proszę pamiętać, że moja postać nie mówi moim tekstem, nie mówi jak ja prywatna, nie jest mną. Aktorstwo to zawód, który jest kreacją, a żeby była ona wiarygodna, trzeba dać się jej ponieść, oddać bez reszty.

- I udało się pani stworzyć kobietę, która nie jest zbyt sympatyczna...

- To nie jest aż tak zła osoba, na jaką z początku wyglądała. To kobieta kompetentna i wykształcona, która zna swoje - dość wysokie - miejsce w lekarskim świecie. Zapracowała sobie na nie. Jest konsekwentna i wymagająca, bo tylko w ten sposób może osiągnąć to, co sobie zamierzyła.

- Co prócz doktor Orlickiej i łyżew ma pani w zawodowych planach na najbliższą przyszłość?

- Chcę wyprodukować kolejne przedstawienie. Jedno - "One" - zrealizowałam i zagrałam w Teatrze Komedia z Małgorzatą Kożuchowską, Edytą Olszówką i Dorotą Landowską. Tym razem ma to być spektakl dwuosobowy. Jestem po rozmowach z jednym z teatrów i być może na wiosnę będzie ono gotowe. Mówię być może, by nie zapeszyć!

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki