Joanna Kołaczkowska zmarła dokładnie 17 lipca 2025 roku, mając 59 lat. Walczyła z chorobą, straszliwym nowotworem, glejakiem mózgu, i niestety tę walkę przegrała. Ponad cztery miesiące po jej śmierci w mediach zaczęły pojawiać się informacje dotyczące pierwszych symptomów choroby, które łatwo zbagatelizować i które pojawiły się również u artystki kabaretowej. Dariusz Kamys, prywatnie jej przyjaciel, w rozmowie z "Wirtualną Polską" potwierdził, że niepokojące odczucia pojawiły się w kwietniu 2025 roku. Joanna Kołaczkowska miała wówczas skarżyć się na silne bóle głowy, była nawet zmuszona odwoływać próby występów. Sytuacja stawała się coraz bardziej poważna, bo artystka nie mogła przygotować nowego programu kabaretu Hrabi w Zielonej Górze - a praca była dużą częścią jej życia. Znajoma lekarka miała wówczas przepisać jej leki na migrenę, lecz ulga była tylko chwilowa.
Czytaj również: Poruszające wyznanie Dariusza Kamysa po stracie Joanny Kołaczkowskiej. Chwyta za serce!
Kamys opowiada, że Kołaczkowska szybko stawała się rozdrażniona, doświadczała też epizodów dezorientacji, więc wraz z czasem rozwijały się kolejne symptomy choroby. Pojawiły się problemy z koncentracją, orientacją w czasie i przestrzeni, zaniki pamięci. Zespół Hrabi szybko zdecydował o odwołaniu trasy koncertowej, a Joanna Kołaczkowska miała skupić się na zdrowiu. Szczegóły poniżej.
Joanna Kołaczkowska była w szoku, gdy usłyszała potworną diagnozę. Bliscy wspierali ją, jak mogli
Niestety, to, co wydawało się niegroźnym pogorszeniem stanu zdrowia, w rzeczywiści okazało się poważną, podstępną chorobą. Diagnoza, którą w gabinecie lekarskim usłyszała Joanna Kołaczkowska, zwaliła ją z nóg. Glejak mózgu, nowotwór. Artystka natychmiast skupiła się na leczeniu i rekonwalescencji, w czym mocno wspierali ją bliscy oraz koledzy z kabaretu. Gdy informacja o jej walce wypłynęła do mediów, do wsparcia i modlitw dołączyły tysiące innych osób: znajomych z branży oraz fanów.
Joanna Kołaczkowska przeszła skomplikowaną operację, po której zmagała się z afazją utrudniającą komunikację. Wtedy potrzebowała wsparcia bardziej niż kiedykolwiek. Pomoc nadeszła właśnie między innymi od Dariusza Kamysa, który wraz z żoną specjalnie przeprowadzili się do Warszawy, by być przy niej na co dzień.
Dziś mężczyzna mówi, że ich obecność dawała Kołaczkowskiej poczucie bezpieczeństwa, a przynajmniej taką ma nadzieję. Ta myśl może być pewnym ukojeniem, które jednak nigdy całkowicie nie przysłoni żałoby i smutku po stracie artystki.
Galeria zdjęć: Joanna Kołaczkowska została pośmiertnie odznaczona przez Andrzeja Dudę