Jagna Marczułajtis: Rodzice NIE POZWALALI mi jeżdzić na desce

2011-09-20 18:20

Jagna Marczułajtis (33 l.) to wielokrotna mistrzyni snowboardu. Obecnie startuje w "Tańcu z gwiazdami" i zajmuje się polityką. Tylko "Super Expressowi" opowiada, jak zaczęła się jej wielka przygoda sportowa.

Gdy miałam 15 lat, trenowałam już narciarstwo, ale muszę przyznać, że byłam tym znudzona. Wszystkie koleżanki były lepsze ode mnie, a ja nie mogłam stanąć na podium, chociaż bardzo się starałam i dużo trenowałam...

Pewnego dnia w Zakopanem rozgrywane były mistrzostwa Polski w snowboardzie. Jeden z chłopaków bardzo mi się spodobał. Nauka jazdy była dobrym pretekstem, żeby go bliżej poznać. Poprosiłam, żeby nauczył mnie jeździć. Zaryzykował i powiedział, żebym wjechała na Nosal i z niego zjechała. Pomyślałam, że poradzę sobie bez problemu, a tu nagle okazało się, że to nie taka łatwa sprawa. Zjeżdżałam z niego godzinę. Uparłam się i po trzech dniach opanowałam jazdę na desce. Wtedy wiedziałam już, że deska to mój sport.

W domu rozpętała się wojna. Rodzice stwierdzili, że skoro dostałam się do kadry narciarskiej, to powinnam jeździć na nartach. Nie podobało mi się tam. Trener traktował mnie źle, starsze dziewczyny z kadry kazały mi nosić za sobą tyczki.

Na szczęście trenerzy snowboardu przekonali moją mamę, żeby pozwoliła mi spróbować i żeby puściła mnie z nimi na obóz. Pojechałam. Od rana do nocy jeździłam na desce, czułam się jak ryba w wodzie! Gdy przyszły pierwsze zawody, Mistrzostwa Świata Juniorów w Zakopanem, bez problemu je wygrałam.

Gdy zaczęłam jeździć na snowboardzie, nigdy się nie denerwowałam. To była dla mnie zabawa, przygoda. Miałam lekkość psychiczną startów, której teraz, gdy tańczę w ,, Tańcu z gwiazdami", trochę mi brakuje.

Do końca życia zostanie mi w pamięci wyjazd na igrzyska olimpijskie do Nagano. Byłam młoda, nieprzygotowana do startu w takich imprezach. Działacze stworzyli wokół nas taki klimat, że wrócimy z medalami, a startowaliśmy w dyscyplinie innej niż ta, którą ćwiczyliśmy na co dzień. Mówiono, że zawiedliśmy kibiców, a my po prostu nie byliśmy do końca przygotowani...

Po udanej olimpiadzie w Salt Lake City (4. miejsce - red.) zrobiłam sobie rok przerwy. Urodziłam wtedy moją pierwszą córkę Jagódkę. Następne igrzyska w Turynie nie były już tak szczęśliwe. Bardzo boleśnie przeżyłam brak jednej setnej sekundy. Byłam już wtedy po różnych przejściach sportowych i życiowych i chyba zawiodłam się trochę na samej sobie...

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki