Zimne listopadowe powietrze nie miało tu nic do gadania – atmosfera była gorętsza niż lampki świąteczne w filmowym Heathrow. Skiba nie mógł oderwać ust od ukochanej, a ona, uśmiechnięta od ucha do ucha, tylko podsycała romantyczny klimat.
Miłość na ulicy przed TVN – i to dosłownie
Gdy tylko para pojawiła się przed studiem, Skiba natychmiast objął Karolinę i obsypał ją pocałunkami. Zero skrępowania, zero udawania – czysta, niewyreżyserowana czułość. Fotoreporterzy mieli dzień jak marzenie, bo rzadko kiedy celebryci pozwalają sobie na tak otwarte okazywanie uczuć. A Skiba? On zdawał się zapomnieć, że wokół stoją kamery. Najważniejsza była żona i ten krótki moment przed wejściem do studia.
Karolina Skiba jak świąteczna bohaterka komedii romantycznej
Szczególną uwagę przyciągnęła stylizacja Karoliny. W białym, miękkim bereciku i czerwonym, płaszczu wyglądała jak śnieżynka, która właśnie wyszła z planu świątecznej komedii romantycznej. Trochę „Love Actually”, trochę „Listy do M.”. Delikatna, zimowa, świeża – idealnie wpasowała się w atmosferę przedświątecznych emocji. Nic dziwnego, że skradła show. Wśród szarości miasta wyglądała jak chodzący kadr z plakatu „To właśnie miłość”.
A Krzysztof? Hugh Grant w wersji rockandrollowej
Jeśli Karolina była tu filmową śnieżynką, to Skiba wcielił się w alternatywną wersję Hugh Granta – tak samo zakochaną, tylko dużo bardziej rockandrollową. Zamiast eleganckiego trencza i brytyjskiej powściągliwości, postawił na energię, spontaniczność i swój charakterystyczny vibe: dużo uśmiechu, jeszcze więcej czułości i zero sztywności. Gdyby „Love Actually” kręcono na ulicach Warszawy, ten duet dostałby własną scenę.
Ich relacja od początku budzi emocje, ale jedno trzeba im oddać: nie chowają się z miłością. To właśnie dlatego każde ich wyjście publiczne budzi takie zainteresowanie – bo przypomina, że romantyzm w wersji „prawdziwe życie” nadal istnieje. A u Skiby wręcz kwitnie.