- Tragiczna śmierć 23-letniego studenta na peronie SKM w Sopocie wstrząsnęła opinią publiczną.
- Maksymilian S. został skazany na 20 lat i 3 miesiące więzienia za wepchnięcie Jakuba pod pociąg.
- Sprawdź, dlaczego sąd wydał taki wyrok i czy rodzina zmarłego uważa go za sprawiedliwy.
Wyrok zapadł. Maksymilian S., 21-latek, który wepchnął Jakuba na tory na peronie SKM w Sopocie, został skazany na 20 lat i 3 miesiące więzienia. Może ubiegać się o przedterminowe zwolnienie po 14 latach. Czy to sprawiedliwe?
– Chcę spojrzeć mu w oczy i zapytać: dlaczego? – mówi Grażyna S., babcia Jakuba – Opiekował się nami. Był naszym całym światem. Taki dobry chłopak. Taki mądry. A teraz, co nam zostało? Ból, łzy i zdjęcie na ścianie - mówiła w sądzie do dziennikarzy.
Do tragedii doszło w sierpniowy poranek 2024 roku. Jakub wracał do domu po spotkaniu ze znajomymi. Stał samotnie na peronie w Sopocie. Wtedy podszedł do niego Maksymilian S. – pijany, naćpany, z marihuaną w kieszeni. Zaczął sikać przy torach. Jakub zwrócił mu uwagę. Prawdopodobnie nagrał też całe zajście telefonem. To wystarczyło, żeby wściekły napastnik rzucił się na niego.
Między mężczyznami doszło do szarpaniny. Po chwili Jakub leżał już na torach. Nadjeżdżający pociąg nie dał mu żadnych szans. Maksymilian chodził potem wzdłuż torów i udawał, że nie wie, co się stało. – To było za późno – powiedział w uzasadnieniu wyroku sędzia Michał Dampc.
Obrona próbowała wmówić sądowi, że to był nieszczęśliwy wypadek. Że oskarżony nic nie pamięta. Ale sąd nie miał wątpliwości - Maksymilian S. działał świadomie. Zadziałała agresja, poczucie bycia "prowokowanym", jak sam mówił. Sędzia był jednoznaczny – to nie była nieuwaga, to nie była pomyłka. To było zabójstwo.
Rodzina Jakuba domagała się dożywocia. Prokuratura wnioskowała o 30 lat. Sąd uznał, że 20 lat i 3 miesiące wystarczy. Dla rodziny to jak policzek. – On miał tylko 23 lata. Przed nim było całe życie – mówi babcia.
Dziadkowie Jakuba, którzy go wychowywali, mają dostać po 100 tysięcy złotych zadośćuczynienia. Ale to nie naprawi niczego. To nie cofnie czasu. – Kuba był dobry. Uczynny. Opiekował się mną i dziadkiem. On był dla nas wszystkim – powtarza pani Grażyna.
Zginął, bo powiedział prawdę. Bo nie chciał milczeć. Bo nie chciał patrzeć, jak ktoś robi z peronu szalet. A teraz już go nie ma. A babcia wciąż siedzi przy oknie i patrzy w drzwi. Może jeszcze wróci. - Nie pogodziłam się z jego śmiercią!