Leszek Lichota czyli Manej z "Blondynki": Teatr otwiera mi oczy

2010-04-10 20:41

Leszek Lichota (33 l.) w serialu "Blondynka" wciela się w postać Maneja. Nam opowiada o tym, jaki jest jego bohater, czym jest dla niego teatr i dlaczego lubi grać role cwaniaków

- Manej, którego gra pan w serialu "Blondynka", to rzeczywiście taki czarny charakter?

- Tak wyszło scenarzystom. Myślę, że to połączenie dwóch światów - złego i dobrego. Według mnie on ma dobre serce z natury, aczkolwiek bywa złośliwy. Uważa się za gangstera, bo wydaje mu się, że w tej wiosce, w której żyje, ma na wszystko przyzwolenie i pozycję, którą sobie wyrobił. Myślę jednak, że wiele rzeczy robi z dobrych intencji, choć czasami stawia się ponad prawem.

- Idolem pana bohatera jest Arnold Schwarzenegger. Prywatnie podziela pan jego sympatię?

- Nie (smiech). Nie jestem jego fanem prywatnie. Uważam, że uprawia śmieszne kino, które nie do końca mnie interesuje. Z pewnością nie biegnę do wypożyczalni i nie szukam filmów z jego udziałem.

- W wielu serialach obsadzany jest pan w roli cwaniaków. Nie przeszkadza to panu?

- Być może tak jest, ale po drodze pojawiło się na moim koncie kilka zupełnie innych ról, np. księdza w filmie Magdy Łazarkiewicz. Rzeczywiście jest tak, że w popularnych produkcjach reżyserzy i producenci tak mnie widzą. Nie boli mnie to. Lubię grać postacie charakterystyczne. Dużo łatwiej mi się je gra niż mdławe osoby.

- Występuje pan także w teatrze...

- To jedna z dziedzin, które uprawiam od początku. To ważne, że udało mi się zrobić tak dużo rzeczy, spotkać z fajnymi ludźmi. Dla mnie to okazja, żeby wejść głębiej, popracować nad rolą, a nie tylko wykorzystywać to, co się ma w sobie, a tak jest w przypadku seriali, gdzie nie ma czasu na próby i gdzie trzeba ufać swojej intuicji i być gotowym zagrać na pstryknięcie palcami. W teatrze jest czas na błędy i poszukiwania.

- Uważa pan, że praca w teatrze to swego rodzaju praca nad sobą?

- Raczej odchodzenie od siebie. Wydaje mi się, że w serialowych produkcjach pracujemy na tym, co się ma w sobie, co łatwo przychodzi. Natomiast teatr często otwiera mi oczy na różne sprawy, inne podejście niż to, które ja mam. Często kłócimy się z reżyserami, trzeba wypracować jakiś kompromis, a wszystko dla dobra i na rzecz postaci, którą mam zagrać. W teatrze ważne jest to, co trudniej się osiaga przed kamerą, czyli forma.

- Często bywa pan aktorem buntownikiem?

- Różnie. To zależy od tego, na ile reżyser sobie pozwoli. Jeśli pozwoli sobie wejść na głowę, to staram się przeforsować swoje wizje, swoje zdanie, a jak nie pozwoli albo ma coś ciekawszego do powiedzenia i mnie przekona, że myśli lepiej, to się wtedy poddaję.

Ndz., TVP 1, 20.20

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki