Elżbieta Zającówna i Krzysztof Jaroszyński: Umiemy śmiać się z siebie

2011-09-05 4:00

supergwiazdy Elżbieta Zającówna i jej mąż Krzysztof Jaroszyński opowiadają o tym, w jaki sposób poczucie humoru pomaga im budować szczęśliwy związek

- Trzeba przyznać, że dobraliście się państwo jak w korcu maku. Owszem, małżeństwa aktorskie to nic nowego, ale żeby tak od razu dobrać się pod kątem poczucia humoru...

Elżbieta Zającówna: - Tak wyszło. Oboje zawodowo zajmujemy się żartem. I chyba właśnie optymizm tak nas do siebie przyciągnął. A oprócz poczucia humoru nie bez znaczenia był mój łagodny charakter.

- Nie wygląda pani na łagodną osobę?

E.Z.: - Ale jestem łagodna, choć uparta. Jak chcę, potrafię postawić na swoim.

- Pani optymizm w środowisku stał się już prawie przysłowiowy. O tym, że lubi pani uszczęśliwiać innych, w tym jak najbardziej pozytywnym sensie, krążą legendy...

Krzysztof Jaroszyński: - Elżbieta jest tak pozytywnie nastawiona do wszystkiego, że nawet wiadomości w mediach chciałaby zmieniać. Marzy jej się gazeta samych dobrych wiadomości.

E.Z.: - Tak, chciałabym widzieć wokół siebie samych uśmiechniętych, zadowolonych ludzi. Kiedyś z koleżanką wymyśliłyśmy takie powiedzonko, że śmiech to oręż w rękach ludzkości. I tak długo walczyłyśmy tym orężem. Ale już dawno się przekonałam, że niemożliwe jest uszczęśliwianie kogoś, kto nie ma na to najmniejszej ochoty. A szkoda.

- Panie Krzysztofie, a jak to z panem jest naprawdę? Pańskie teksty nawet u największych smutasów wywołują śmiech, a pan twierdzi, że jest ponurakiem?!

K.J.: - Gdyby satyryk miał być satyryczny i w domu, to znaczyłoby, że zegarmistrz musi być zawsze punktualny. A tak przecież być nie musi. Z pewnością moje teksty są bardziej pełne humoru niż ja sam. W końcu trudno śmiać się bez przerwy. Nie wiem, czy jestem aż takim ponurakiem. Ale prawdą jest, że dość łatwo się irytuję i wpadam w gniew. Co prawda szybko mi też przechodzi. To zasługa żony, która jak nikt potrafi mnie rozładować.

- Czyli przytrafiają się wam kłótnie i ciche dni czy zawsze jest wesoło?

K.J.: - Ale u nas to wygląda tak, że jak jedna osoba się wkurza, to druga ją wycisza - i odwrotnie. Wtedy istotnie przydaje się poczucie humoru. Zwykle zresztą kłócimy się o jakieś głupoty.

- Jak np. wbicie gwoździa czy wywiercenie dziury w ścianie?

E.Z.: - Ha, tu zrobiłam błąd. Kiedyś pokazałam Krzysztofowi, że dobrze sobie radzę z takimi męskimi pracami, no i teraz on to wykorzystuje. Często przybijam gwoździe sama.

- A pani wolałaby np. w tym czasie leżeć i pachnieć?

E.Z.: - No nie, to absolutnie nie w moim stylu. Ja muszę cały czas coś robić. Oboje też jesteśmy bardzo zajęci zawodowo.

- Jak w tym ferworze zajęć udaje się państwu znaleźć czas dla córeczki?

- Udaje się. Ponieważ rodzina jest najważniejsza. Kombinujemy jak się da, żeby móc jak najczęściej z Gabrysią pojechać na rower, na rolki czy zimą wyskoczyć na narty. Nawet zapracowani są w stanie to zrobić.

- Macie jakąś swoją własną receptę na taki zgodny i długotrwały związek?

K.J.: - Może raczej pogodny niż zgodny. Jakoś nigdy się nad tym nie zastanawiam. Zresztą tu chyba nie ma gotowych recept. Każda para sama musi wypracować swoje szczęście.

Elżbieta Zającówna i Krzysztof Jaroszyński

Ona - znana aktorka doskonale radząca sobie w rolach komediowych. Uwielbiana m.in. za rolę Hanki w serialu "Matki, żony i kochanki".

On - popularny autor tekstów kabaretowych (m.in. dla Cezarego Pazury i Janusza Gajosa) oraz reżyser i scenarzysta seriali komediowych "Daleko od noszy" i "Graczykowie".

Od lat stanowią zgrane małżeństwo. Mają jedną córkę - Gabrysię.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki