- 11 września 2001 roku doszło do serii zamachów terrorystycznych w Stanach Zjednoczonych
- Terroryści zaatakowali wieże World Trade Center i Pentagon, porywając cztery samoloty
- W jednej z wież World Trade Center pracował syn legendarnego polskiego kolarza Ryszarda Szurkowskiego
- Norbert Szurkowski zginął w tragicznych zamachach 11 września
Syn Ryszarda Szurkowskiego zginął w ataku World Trade Center
Zamachy 11 września 2001 roku wstrząsnęły całym światem. Terroryści Al-Kaidy porwali cztery samoloty i zdecydowali się na atak jednego z symbolicznych miejsc Stanów Zjednoczonych – World Trade Center oraz Pentagon. Pierwszy z samolotów uderzył w wieżę o godzinie 8:46 czasu lokalnego. Kolejny samolot rozbił się z wielką prędkością o nią kilkanaście minut później. Trzeci z samolotów blisko godzinę później rozbił się w Pentagonie.
Zamachy na Amerykę nakręciły teorie spiskowe. Internet oszalał
Czwarty z porwanych samolotów, według nieoficjalnych doniesień, miał trafić w Biały Dom lub Kapitol. Ostatecznie po bohaterskiej akcji pasażerów linii United Airlines samolot nie uderzył w żaden cel. Terroryści zdecydowali się na rozbicie go na jednym z pól.
Życie w tragicznych zdarzeniach z 11 września 2001 roku straciło blisko trzy tysiące osób – 19 terrorystów i 1977 ofiar. Rannych zostało ponad 6000 osób. Niestety, wśród ofiar byli także Polacy, w tym syn jednego z najsłynniejszych polskich kolarzy Ryszarda Szurkowskiego. Norbert Szurkowski pracował w wieży tego feralnego dnia.
Tak Ryszard Szurkowski wspominał dzień 11 września 2001 roku
Do Ryszarda Szurkowskiego zadzwoniła żona syna Norberta, mówiąc o tragicznych zdarzeniach w Stanach Zjednoczonych. - Dokładnie w tym czasie kolejny samolot uderzył w drugą wieżę, więc nawet już nie pytałem, w której jest mój syn – opowiadał o tragicznym dniu cytowany przez Onet.
Ryszard Szurkowski próbował dowiedzieć się więcej informacji, jednak jego syn nie odbierał telefonu. Żona Nicole była zrozpaczona i nie była w stanie nic mówić. Tuż przed zamachem na WTC Norbert Szurkowski odwiedził Polskę. - Przegadaliśmy we dwóch całą noc, siedzieliśmy do samego rana. Po drodze na kolejny etap do Jeleniej Góry odwiozłem Norberta na lotnisko. (…) Pokazywał mi, gdzie najczęściej w tych budynkach pracuje. Po tragedii wywaliłem tę gazetę w cholerę – dodał.