To „Super Express” jako pierwszy ujawnił, że Woś ma koronawirusa. Minister miał zarazić się podczas spotkania w resorcie, z udziałem zakażonego członka Lasów Państwowych. - W czasie, gdy się spotkaliśmy, nie miał żadnych objawów - opowiedział na antenie TVN24 Michał Woś. - To było półgodzinne spotkanie w ministerstwie w grupie trzech osób. Dystans był zachowany, ale mimo to się zakaziłem – twierdzi. Jak dodał to, czy ktoś się zarazi zależy choćby od odporności: - Moi rodzice się nie zakazili - powiedział.
29-letni minister zaapelował przede wszystkim do młodych: - Proszę, zwłaszcza ludzi młodych, by nie bagatelizowali zagrożenia. Przyznał, że także jego żona w ciąży i córka musiały zostać przebadane: - Ja sam zaraziłem żonę w stanie błogosławionym i córeczkę. Żona musiała przejść badania, ze względu na stan błogosławiony - powiedział minister z rządu Morawieckiego w telewizji.
W rozmowie z nami Woś dokładnie wyjaśnił, jakie miał objawy zarażenia koronawirusem, zaczęło się dość niewinnie: - Najpierw kaszel, pojawiła się też lekka gorączka. Wtedy dowiedziałem się o wyniku testu leśnika i podjechałem zgodnie z zaleceniem GIS do szpitala zakaźnego w Warszawie. Dostaliśmy tam maseczki i czekaliśmy w kolejce na rozmowę z lekarzem i test, który okazał się niestety pozytywny. Przede mną było około 5-6 osób w poczekalni. Po dwóch dniach od badania objawy się nasiliły. Gorączka skoczyła do 39 stopni, a duszności powodowały, że ciężko mi było złapać oddech – opowiada "Super Expressowi" Michał Woś.
ZOBACZ: Kaczyński się WŚCIEKNIE! Wyborcy PiS zbuntowani! Prezes bez poparcia