Koronawirus

i

Autor: FB

Koronawirus w Polsce. 80 tysięcy zakażeń DZIENNIE. SZOKUJĄCA ANALIZA NAUKOWCÓW

2020-10-07 15:32

Dzieci zarażają koronawirusem i tracimy kontrolę nad rozwojem epidemii COVID-19. W dwóch przypadkach na trzy nie znamy źródła zakażenia chorego. Wiemy jednak, że w dużej mierze są nimi dzieci w szkołach – ujawnia dr Jakub Zieliński z Zespołu Modelu Epidemiologicznego ICM Uniwersytetu Warszawskiego.

Z badań wynika, że w znacznej mierze dzieci zarażają starszych. Są one głównym czynnikiem, który obecnie wpływa na rozprzestrzenianie koronawirusa i na COVID-19. - Mamy rozproszone w naszym modelu ponad 30 mln osób. Odwzorowują one zagęszczenie ludności w Polsce. Śledzimy ich poruszanie się. Wiemy, ile w gminach jest szkół. Nasz model pokazuje, że szkoły są tak naprawdę „złośliwymi ogniskami” – mówi dr Zieliński.

Jak twierdzi, zakażenia pochodzące ze szkół tak naprawdę nie są identyfikowane. - Dzieci zakażają rodziców i dziadków. I nagle gdzieś indziej ten wirus wybucha i nie jest to wiązane zupełnie z zakażeniem w placówce – tłumaczy.

W związku z tym identyfikujemy tylko jedną trzecią zakażeń i znamy ich źródło. – Sugeruje to, że tracimy nad tym kontrolę. Najczęściej identyfikujemy zakażenia w domach. Co nie znaczy, że jest to największe źródło zakażeń, bo większości przypadków po prostu nie jesteśmy w stanie go zidentyfikować – zwraca uwagę ekspert.

Wskaźnik trafności wykonanych testów wynosi obecnie blisko 3 proc. Oznacza to, że na 100 wykonanych testów diagnostycznych wykrywa się trzech chorych. Zakażonych koronawirusem może być nawet 10 razy więcej niż pokazują oficjalne dane.

- Od zakażenia do diagnozy mija kilka dni, więc nasz obraz epidemii jest już nieco nieaktualny. Kolejna generacja chorych pojawia się po mniej więcej tygodniu i jest półtora razy większa od poprzedniej. Obecnie po około 12 dniach liczba chorych jest już dwukrotnie większa. Dziennie stwierdzamy ponad 2 tys. nowych przypadków. Ale to oznacza, że faktycznie jest ich ponad 20 tys., a to z kolei oznacza, że za miesiąc będzie ich 80 tys. – prognozuje dr Zieliński.

Jego zdaniem, w najbliższym miesiącu może być 3-5 tys. zarejestrowanych nowych przypadków dziennie, dochodząc nawet do 10 tys. Gorsze jest jednak to, że przed wrześniem, gdy dzieci poszły do szkoły, liczba zgonów wynosiła około 10 lub kilkanaście na dobę. Stanowiło to ok. 1 proc. wszystkich przypadków śmiertelnych, które dziennie notuje się w Polsce, czyli około 1 tys.

- Nie było to jeszcze aż tak duże obciążenie dla ochrony zdrowia. Ale jeśli nastąpi w ciągu miesiąca czterokrotny wzrost zgonów, w stosunku do tego, co widzimy teraz, to dojdziemy do granicy wydolności systemu. Oznacza to też, że w listopadzie, grudniu tych dziennych zgonów z powodu COVID-19 mogłoby być około 1 tys. Oczywiście do tego nie dojdzie, bo pewnie resort zdrowia będzie reagować – ocenia ekspert z Uniwersytetu Warszawskiego.

Zaznacza, że w Polsce śmiertelność nie jest jeszcze wysoka. Jeżeli dojdzie do kilku tysięcy wykrywanych dziennych zakażeń, liczby zaczną spadać, bo społeczeństwo nadbierze już odporności. - To stanie się jednak dopiero przy 20 proc. populacji, która przeszła zakażenie – podkreśla dr Jakub Zieliński.

Zaprzysiężenie rządu. Tak odkładają maseczki