Georgette Mosbacher w rozmowie z Tomaszem Walczakiem

i

Autor: Sebastian Wielechowski/Super Express Georgette Mosbacher w rozmowie z Tomaszem Walczakiem

Ambasador USA zdradza, co myśli o Polsce. Jest mowa o TRANSAKCJI

2020-02-25 7:00

Sprowadzanie naszych relacji jedynie do czystej transakcji sprawia, że tracimy z pola widzenia coś niezwykle ważnego – wspólne bezpieczeństwo, którego nie da się wycenić – mówi w rozmowie z Tomaszem Walczakiem ambasador USA w Polsce, Georgette Mosbacher.

„Super Express”: – Pierwsza kadencja prezydenta Trumpa powoli zbliża się do końca. Zarówno Stany Zjednoczone, jak i Polska wchodzą w gorący sezon wyborczy. Do jesieni w obu naszych krajach może nie zmienić się nic, a może zmienić się wszystko. Czy pani zdaniem ewentualna zmiana w Białym Domu może wpłynąć na to wszystko, co udało się za prezydentury Donalda Trumpa osiągnąć w naszych relacjach?
Georgette Mosbacher: – Gdybyśmy mówili o innym kraju, powiedziałabym, że nie jestem pewna. Ale ponieważ mówimy o Polsce, sprawy mają się zupełnie inaczej. Na wszystko, co razem zrobiliśmy do tej pory i co jeszcze zrobimy, zgodę musi wyrazić Kongres. Mogę pana zapewnić, że zarówno Republikanie, jak i Demokraci odczuwają do Polski ogromną sympatię. Obie partie doskonale rozumieją strategiczne znaczenie Polski i dlatego bardzo bym się zdziwiła, gdyby coś w relacjach amerykańsko-polskich miało się zmienić. Sytuacja Polski jest więc bardzo dobra, czego o wielu innych krajach nie mogłabym z takim przekonaniem powiedzieć.
– Da się usłyszeć w Waszyngtonie, że Stany Zjednoczone wysyłają żołnierzy, sprzęt i pieniądze do kraju, który ma poważny problem z demokracją?
– Nie. Takie rzeczy można oczywiście przeczytać w tej czy innej gazecie, ale koniec końców najważniejsze jest to, że amerykańskie firmy doskonale radzą sobie w Polsce, polska gospodarka przez cały czas rośnie, wymiana handlowa między naszymi krajami również rośnie. Nie słyszałam od żadnej firmy, że boją się o stan praworządności w Polsce. Gdyby się bowiem bały, to z całą pewnością nie inwestowałyby tutaj swoich pieniędzy.
– Zdaniem USA polska demokracja ma się dobrze?
– Osobiście uważam, że sprawa praworządności w Polsce jest silnie upolityczniona i Unia Europejska nie stroni od używania tej kwestii do osiągnięcia swoich celów. Mam też wrażenie, że Zachód nie pogodził się jeszcze z faktem, że Polska i inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej od dawna nie są już peryferiami Europy, którymi uczynił je komunizm. Polska jest dziś najszybciej rozwijającym się krajem Unii Europejskiej, jesteście znakomicie wykształconym społeczeństwem i doskonale radzicie sobie w konkurencji z resztą Europy. Na Zachodzie niekoniecznie czują się z tym komfortowo. Polska jest dziś dużym graczem na arenie międzynarodowej. Wiem to od pierwszej chwili, kiedy przyjechałam do Warszawy. Stany Zjednoczone to wiedzą, ale wydaje mi się, że w stolicach zachodniej Europy jeszcze tego nie rozumieją.
– Wracając do relacji polsko-amerykańskich w ostatnich latach. Wielu Polaków ma wrażenie, że znakomity stan naszych wzajemnych stosunków idzie w parze ze zbyt daleko idącymi ustępstwami na rzecz Stanów Zjednoczonych. Często przywołuje się pani interwencje w sprawie listy leków refundowanych, dzięki której rząd wpisał na nią amerykańską firmę farmaceutyczną. Wpłynęła też pani na legislację dotyczącą Ubera.
– Moja praca jako ambasador USA w Polsce polega m.in. na tym, by wspierać amerykańskie firmy działające nad Wisłą. Przede wszystkim staram się, by były traktowane uczciwie. Rzeczywiście, napisałam list do Ministerstwa Zdrowia w sprawie listy leków refundowanych, bo uważałam, że to niesprawiedliwe, by amerykańską firmę z tej listy wykluczać. Odwróćmy sytuację. Większość szynki sprzedawanej w Stanach Zjednoczonych pochodzi z Polski. Gdyby ktoś uznał, żeby wykluczyć ten polski produkt – i tylko ten – polski ambasador w Waszyngtonie także by interweniował, bo uznałby to za niesprawiedliwe. A ja bym się z nim zgodziła.
– W sprawie Ubera, którego działalność w Polsce chciano uregulować, też chodziło o niesprawiedliwe traktowanie?
– Tak. Chcemy bowiem, żeby amerykańskie firmy mogły działać w najlepszym możliwym klimacie dla biznesu. Jego zapewnienie to moja praca.

Moja praca jako ambasador USA w Polsce polega m.in. na tym, by wspierać amerykańskie firmy działające nad Wisłą. Przede wszystkim staram się, by były traktowane uczciwie. Rzeczywiście, napisałam list do Ministerstwa Zdrowia w sprawie listy leków refundowanych, bo uważałam, że to niesprawiedliwe, by amerykańską firmę z tej listy wykluczać.

– Sporo kontrowersji wzbudziło także to, że pod wpływem Waszyngtonu polski rząd zrezygnował z opodatkowania gigantów internetowych, takich jak Google czy Facebook. Czy jest coś niesprawiedliwego w tym, że Europejczycy chcą ograniczyć ich ucieczkę przed opodatkowaniem?
– Ponieważ zdecydowana większość firm technologicznych pochodzi ze Stanów Zjednoczonych, prezydent Trump ma bardzo jasne stanowisko w tej sprawie. Opodatkowanie ich przez poszczególne kraje jest po prostu niesprawiedliwe. Rozmawiałam o podatku cyfrowym z polskimi władzami i mówiłam, że rozumiemy chęć opodatkowania firm technologicznych. Ale jeśli takie rozwiązanie ma być wprowadzone, powinno być ono uzgodnione wspólnie przez kraje OECD. Pasowałoby nam to. Nie mówimy, żeby z podatku cyfrowego rezygnować, ale chcemy, by był on wprowadzony uczciwie.
– Czy zdaniem Waszyngtonu uczciwe byłoby to, gdyby taki podatek uzgodniono na poziomie Unii Europejskiej?
– Jeśli zostanie to uzgodnione jednomyślnie przez wszystkie kraje Unii Europejskiej, to może nam się to nie podobać, ale to decyzja całej Wspólnoty. Jeśli tak by się jednak stało, starałabym się wytłumaczyć, dlaczego nie jest to najlepszy pomysł. Oczywiście, wskazałabym, że jeśli UE chciałaby opodatkować nasze firmy, my opodatkowalibyśmy firmy europejskie. Na tym polegają negocjacje. W żadnym razie nie chcę nikomu mówić, co ma robić. Moja praca nie polega bowiem na narzucaniu komuś czegokolwiek, ale wyjaśnianiu, co my, Amerykanie, uważamy za uczciwe, a co nie.
– Polskie władze zostały przekonane, że podatek cyfrowy nie jest uczciwy?
– Przede wszystkim chciałabym zwrócić uwagę na najważniejszą sprawę. Wszystkie amerykańskie firmy zainwestowały w Polsce 47 mld dolarów, stworzyły 250 tys. miejsc pracy.
– I zarabiają na tym ogromne pieniądze…
– Ależ oczywiście! Zyskują na tym obie strony i tak powinno być. Inaczej nie byłby to biznes, a działalność charytatywna. To sytuacja, na której wygrywają wszyscy. Oczywiście, zawsze mówię polskiemu rządowi, że jeżeli nie chce tu jakiejś amerykańskiej firmy, nie ma żadnego problemu. Przecież taki Uber wcale nie musi działać w Polsce, bo jeśli wyjdzie z waszego kraju, nie zbankrutuje. Ale też oczywiście nie byliby tu, gdyby nie widzieli dla siebie możliwości zarobku. Natomiast chciałabym zwrócić uwagę na ważny aspekt naszych relacji.
– Jaki?
– Mam wrażenie, że sprowadzanie ich jedynie do czystej transakcji sprawia, że tracimy z pola widzenia coś niezwykle ważnego – wspólne bezpieczeństwo, którego nie da się wycenić. Wiosną rozpoczną się w Polsce największe od ćwierćwiecza ćwiczenia NATO Defender 2020. Do Polski przyjedzie blisko 20 tys. amerykańskich żołnierzy, których wyszkoliliśmy i których wyposażyliśmy. Wysyłamy ich za ocean na nasz koszt dla zapewnienia bezpieczeństwa zarówno Stanom Zjednoczonym, jak i Polsce. Ale przecież nie o pieniądze tu chodzi. Każdy, kto twierdzi, że obecność amerykańskich żołnierzy uzależniona jest to zakupu tego czy innego sprzętu lub tego czy innego rozwiązania na rzecz biznesu, nie rozumie jeden zasadniczej rzeczy. Żaden samolot F-35 nie jest w stanie zrekompensować utraty choćby jednego życia amerykańskiego żołnierza – czyjegoś syna czy córki, który stacjonuje w Polsce. Już dziś mamy w Polsce 4 tys. amerykańskich żołnierzy, którzy są tutaj nie po to, by ktoś mógł na ich obecności ubijać jakikolwiek interes, ale dlatego, że bronią w Polsce naszej wspólnej wolności. Wolności Stanów Zjednoczonych i Polski. Są tu, ponieważ gotowi są za nią zginąć, jeśli zajdzie taka potrzeba. Czy takie poświęcenie i ich, i ich rodzin da się wycenić? W żadnym razie.
– Czyli przeświadczenie, które panuje w Polsce, że my inwestujemy w amerykański sprzęt, a wy uznajecie, iż warto tu stacjonować, nie jest zgodne z prawdą?
– W żadnym razie nie jest to prawda. Amerykańskie wojska byłby w Polsce niezależnie od tego, czy kupilibyście nasz sprzęt, czy nie. Nie zmuszaliśmy polskiego rządu do tych zakupów, bo Polska to suwerenny kraj i sama podejmuje decyzje, od kogo kupi sprzęt wojskowy. Po prostu Warszawa uznała, że chce mieć możliwość obrony i chce inwestować w broń, która tę obronę zagwarantuje. A ponieważ Stany Zjednoczone mają do zaoferowania najlepsze uzbrojenie, to rząd w Warszawie zdecydował się na jego zakup. Równie dobrze mógł kupić je od kogoś innego. To nie wpłynęłoby na naszą decyzję, by razem z Polakami bronić naszej wspólnej polskiej i amerykańskiej wolności.
Rozmawiał Tomasz Walczak