Jarosław Gowin

i

Autor: Sebastian Wielechowski/Super Express Jarosław Gowin

Lockdown kontaktów towarzyskich. Gowin mówi o NOWYCH obostrzeniach. [TYLKO U NAS]

2020-11-13 6:05

Ostatnie dni nie przynosiły rekordów zakażeń. Premier Mateusz Morawiecki ogłosił, że nie będzie kwarantanny narodowej. W specjalnym wywiadzie z „Super Expressem” wicepremier Jarosław Gowin jednak o zupełnie nowym typie obostrzeń. - Moim zdaniem najpierw należy wprowadzić obostrzenia dotyczące kontaktów towarzyskich. Wszystkie badania na świecie wskazują, że to one, a nie kontakty zawodowe, są obecnie głównym źródłem zakażeń. Obostrzenia dotyczące gospodarki należy potraktować jako ostateczną ostateczność - powiedział Gowin.

„Super Express”: - We wtorek rada koalicyjna Zjednoczonej Prawicy dyskutowała o możliwości wprowadzenia pełnego lockdownu i podobno uradziliście, że na razie nie zostanie on wprowadzony. Ci, których by dotyczył, czyli zwłaszcza przedsiębiorcy, mogą odetchnąć z ulgą?

Jarosław Gowin: - Tydzień temu premier Morawiecki podał kryteria określające, czy i kiedy może nastąpić szerokie zamknięcie kraju. Na szczęście w ostatnich dniach krzywa zachorowań się spłaszczyła. Dlatego wstrzymaliśmy się z decyzją o kolejnych obostrzeniach. I oby tak pozostało.

- Krzywa się wypłaszczyła, bo jak zauważają niektórzy, zmniejszyła się liczba testów, więc i odnotowanych zachorowań jest mniej. Będzie kreatywna księgowość, żeby lockdownu, którego nikt nie chce, nie wprowadzać?

- Statystki od początku pandemii są prowadzone bardzo rzetelnie i nie ma mowy o jakichkolwiek manipulacjach. A co do liczby testów – proszę zwrócić uwagę na procedury wprowadzone właśnie w Niemczech. Testowane będą tam wyłącznie osoby, które spełniają trzy kryteria równocześnie: mają objawy choroby, miały dłuższy kontakt z zakażonym oraz należą do grup podwyższonego ryzyka. Osobna sprawa to niemieckie rozwiązania co do kwarantanny. Trafia na nią bez porównania mniej osób niż w Polsce. Dlatego uważam, że nasze przepisy należy jak najszybciej dostosować do obecnej fazy epidemii. Przykład: jeśli dziennie zakaża się ponad 20 tys. osób, to teoretycznie każdego dnia powinniśmy na kwarantannę kierować grubo powyżej stu tysięcy Polaków. A to przecież nierealne i niewykonalne.

- Z premierem Morawieckim jest pan jednym z tych, którzy najbardziej bronią się przed pełnym lockdownem, bo wiecie, jaka to może być katastrofa gospodarcza. Rząd posiada wyliczenia, ile kosztowałby nas to pełne zamknięcie kraju?

- Wiosenny lockdown kosztował nas wszystkich ok. 150 mld złotych. Mówię: nas wszystkich, bo to przecież nie jakieś mityczne środki budżetowe. Rząd nie ma własnych pieniędzy. Dysponuje wyłącznie pieniędzmi podatników, czyli każdego z nas. Środki z wiosennej tarczy zostały bardzo dobrze wykorzystane do ratowania milionów miejsc pracy i tysięcy polskich firm. W ten sposób wzrósł jednak dług publiczny, który nasze i następne pokolenie będą musiały spłacić. Koszty zamknięcia gospodarki jesienią, gdyby zrobić to na okres tak długi jak wiosną, czyli sześć tygodni, byłyby zapewne tylko trochę niższe. Dlatego konsekwentnie podkreślam, że pełne zamknięcie gospodarki to absolutna ostateczność. Oznaczałoby to zresztą nie tylko straty finansowe. Dramatycznie pogorszyłyby się też możliwości utrzymywania służby zdrowia. Nastąpiłby tragiczny efekt domina. Z fatalnymi skutkami borykalibyśmy się przez lata. Dlatego powtarzam: musimy zrobić wszystko, żeby tego uniknąć.

Super Raport 12.11 (Goście: prof. Leszek Balcerowicz - Fundacja FOR; Piotr Zgorzelski - wicemarszałek Sejmu, PSL oraz lekarz Maciej Hamankiewicz)

- Jaka jest alternatywa w takim razie?

- Moim zdaniem najpierw należy wprowadzić obostrzenia dotyczące kontaktów towarzyskich. Wszystkie badania na świecie wskazują, że to one, a nie kontakty zawodowe, są obecnie głównym źródłem zakażeń. Obostrzenia dotyczące gospodarki należy potraktować jako ostateczną ostateczność.

- Są prognozy, że pełny lockdown oznaczałby upadek nawet 30 proc. małych firm. Obaj wiemy, jaka byłaby to rzeź w Polsce, gdzie gospodarka opiera się na tego typu przedsiębiorstwach.

- Jak pan widzi, wciąż przede wszystkim ostrzegam i niczego nie bagatelizuję. Ale akurat powyższa prognoza jest zbyt czarna. I żeby dodać jednak nieco optymizmu – odwołam się do dobrych danych gospodarczych za III kwartał. W październiku bezrobocie nawet spadło. Dlatego nie spodziewam się, żeby na skutek ewentualnych nowych obostrzeń doszło do aż tak gwałtownego załamania.

- Imponujący optymizm.

- To nie optymizm. To realizm przy nieustannym założeniu, że pełnego lockdownu gospodarczego musimy unikać jak ognia. Bo i tak za ostrzeżenie wystarczy twarda i realistyczna prognoza, że szersze zamknięcie gospodarki zimą podwoiłoby nasze dotychczasowe straty. A na dodatek covid-19 może być przecież problemem przez jeszcze dłuższy czas. Poza tym sytuacja w poszczególnych branżach jest bardzo zróżnicowana. Są takie, które w pandemii notują wzrosty, jak handel internetowy. Ale w niektórych jest po prostu fatalnie. W lotnictwie czy branży targowo-wystawienniczej obroty gwałtownie spadły lub wręcz zamarły. Głębokim kryzysem dotknięty jest ważny dla Polski przemysł motoryzacyjny. W bardzo złym położeniu są gastronomia, turystyka, hotelarstwo, działalność kulturalna i branża rekreacyjno-sportowa. Obawiam się, że w tych sektorach niestety nie unikniemy upadłości wielu małych firm. Dlatego w naszym ministerstwie przygotowujemy plan odbudowy i rozwoju polskiej gospodarki na moment, kiedy epidemia będzie już za nami.

- Wspomniane przez pana branże, którym grozi fala upadłości, należało zamykać? Mieliście dowody, że to one odpowiadają za transmisję wirusa? Czy były to pochopne decyzje, których żałujecie?

- Proszę przyjrzeć się rozwiązaniom wprowadzanym w innych krajach Europy. Wszędzie tam zaczyna się od gastronomii, klubów fitness czy handlu. Chcę jednak podkreślić, że przedsiębiorcy w ciągu ostatniego półrocza wykonali ogromny wysiłek i wprowadzili bardzo ostry reżim sanitarny. Dlatego, moim zdaniem, kolejne obostrzenia powinny mieć charakter czegoś, co bywa nazywane lockdownem inteligentnym.

- Co to oznacza?

- Chodzi o różnicowanie obostrzeń w ramach poszczególnych branż. Inna jest np. sytuacja w klubie fitness, gdzie z dala od siebie ćwiczą pojedyncze osoby – a inna, gdy duża grupa blisko siebie uprawia aerobic. W regionach, gdzie sytuacja epidemiczna jest lepsza, warto też przeprowadzić pilotaż z przeprowadzeniem masowych testów na młodszych uczniach i zdrowym pozwolić uczyć się w szkołach o obostrzonym reżimie sanitarnym.

- Nie ma pan wrażenia, że rząd do trudnej sytuacji pandemicznej i ekonomicznej dokłada chaosu? Choćby sytuacja z salonami meblowymi, które nie szykowały się do lockdownu, ale tuż przed jego wprowadzeniem okazało się, że jednak muszą się zamknąć. Nie za dużo takich błędów?

- W rządach na całym świecie ścierają się różne koncepcje i punkty widzenia. Przede wszystkim są to różnice między ministrami odpowiedzialnym za gospodarkę i odpowiedzialnymi za zdrowie. W przypadku branży meblowej, rzeczywiście, moje ministerstwo proponowało, żeby te sklepy pozostały otwarte. Ostatecznie większość Rady Ministrów przychyliła się jednak do argumentacji ministra zdrowia. Dlatego zaraz potem spotkałem się z przedstawicielami tej branży i wypracowaliśmy protokół dodatkowych obostrzeń sanitarnych. Być może – podkreślam: być może – w najbliższych dniach zapadnie decyzja, by sklepy meblowe zostały otwarte.

- Uda się przełamać opór ministra zdrowia?

- Przemysł meblowy to jedna z głównych gałęzi naszego eksportu. Firmy należą do polskich właścicieli. W dodatku nasi przedsiębiorcy doskonale wykorzystali miesiące pandemii. W związku z przerwaniem łańcuchów dostaw jeszcze dynamiczniej weszli na rynki europejskie i amerykański. Wiadomo też, że sklepy i przemysł meblowy to system naczyń połączonych. Dlatego będę przekonywał, że po spełnieniu wyśrubowanych warunków sanitarnych warto te sklepy otworzyć.

Rozmawiał Tomasz Walczak