Gejowska seksimpreza w jednym z klubów Brukseli? Owszem, była. Konserwatywny węgierski poseł, który brał w niej udział i uciekał nago po rynnie z narkotykami w plecaku? Też. Poseł József Szájer (59 l.) stał się bohaterem pikantnej afery, która doprowadziła go do złożenia mandatu i wstrząsnęła Brukselą. Co właściwie dzieje się w tej stolicy Belgii i dlaczego akurat tam puszczają hamulce? Czy to miasto działa na polityków niczym Las Vegas? Zapytaliśmy o to naszych europosłów. Ich relacje są wstrząsające!
– Bruksela to siedziba i siedlisko wszelkiego rodzaju zboczeńców i idiotów – nie ma wątpliwości Janusz Korwin-Mikke (78 l.), który w europarlamencie spędził cztery lata. Sam wspiera skompromitowanego Węgra. – Do parlamentu można przychodzić, a do klubu nie można? Wyraźnie w tej sprawie opowiadam się po stronie Szájera – deklaruje.
– Fakt, że jest się poza domem, większa anonimowość sprawiają, że niektórzy myślą, że wolno im więcej. Na to, na co nie pozwoliliby sobie w Berlinie, Paryżu czy Hadze, pozwalają sobie tutaj – przekonuje z kolei europoseł PiS Ryszard Czarnecki (57 l.). Zaś była europsłanka SLD, Joanna Senyszyn (71 l.), choć twierdzi, że nocne życie stolicy Europy oferuje wiele atrakcji, dodaje, że polityków niszczą nie miasto, a poczucie bezkarności, immunitet i pieniądze. Trochę inne spojrzenie na całą sytuację ma Tadeusz Cymański (65 l.), który był posłem do Europarlamentu w latach 2009–2014. – Problem tkwi w ludziach, a nie miejscach. Ludzi niszczą pieniądze, sukces, sława, alkohol. Szatan zawsze i wszędzie znajdzie ścieżkę do słabego duchem człowieka. A wybiera szczególnie ludzi o takich poglądach, jak pan Szájer – podkreśla.