Konstanty Radziwiłł

i

Autor: Tomasz Radzik Konstanty Radziwiłł

Radziwiłł: Nie walczymy z lekarzami, ale z pandemią

2020-10-16 16:50

Decydenci i personel medyczny musi dzielić się odpowiedzialnością w zmaganiach z epidemią SARS-CoV-2/COVID-19. Medycy muszą uwierzyć, że dziś można pracować z pacjentami chorymi na COVID-19 i zminimalizować zagrożenie zarażeniem się. Sytuacja nadzwyczajna wymaga nadzwyczajnej współpracy – uważa wojewoda mazowiecki, b. minister zdrowia dr n. med. Konstanty Radziwiłł.

„Super Express”: – Jest wojna między lekarzami a rządem, czy między rządem a lekarzami? Obserwatorzy, pacjenci realni i potencjalni, zastanawiają się nad tym „co jest grane”?

Konstanty Radziwiłł: – Nie ma żadnej wojny.

– Prześledziłem portale medyczne i lekarze uważają, że jest wojna. Pańska ocena?– Jeszcze raz powtarzam, nie widzę, by była wojna między rządem i lekarzami. Dzisiaj (15 października – SE) rozmawiałem on-line z przedstawicielami środowisk medycznych, między innymi Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie. Wspólnie zastanawialiśmy się nad tym, jak poprawić sytuację kadrową i podczas tych rozmów nie zauważyłem, by trwała jakaś wojna.

– W SE, 15 października, Jacek Biliński, wiceprezes warszawskiej Okręgowej Rady Lekarskiej w rozmowie z red. Kamilą Biedrzycką stwierdził był: „Pracujemy, pocimy się, walczymy. właściwie walczymy z systemem. Bo to, że walczymy o zdrowie chorych, to jest normalne. A my walczymy z chaosem i słyszymy, że za mało się angażujemy. Albo że trzeba nas zmuszać do cięższej pracy (…)”. To pan wiceprezes myli się, czy widzi Pan w tej ocenie jakieś tzw. drugie dno?

– Oczywiście, że za organizację działań przeciwepidemicznych odpowiedzialni są decydenci. Natomiast za wykonywanie zadań medycznych odpowiedzialni są lekarze, a szerzej ujmując: personel medyczny. Jedni z drugimi muszą współpracować, choć faktem jest, że jesteśmy w sytuacji zupełnie wyjątkowej. W takiej, to trzeba powiedzieć, której nikt nie przewidywał w najczarniejszych snach. Rok temu, gdyby ktoś snuł takie wizje, to byłby uznany za fantastę. Niestety, stało się. Nie tylko w Polsce byliśmy tym początkowo zaskoczeni. Cały świat również. Każdy próbuje po swojemu poradzić sobie z problemem. Jednym czynią to lepiej, inni gorzej. W mej ocenie sytuacja w Polsce, nie chcę do końca przewidywać jej rozwoju, ponieważ to jest dziś obarczone bardzo dużym ryzykiem pomyłki, nie jest zła. Mamy osiem razy mniej zgonów niż w Szwecji…

– I co to ma oznaczać?

– To znaczy, że wybraliśmy lepszy model działania.

E-Polska. Debata: Pandemia przyspiesza rewolucję medyczną

– W czwartek Polska była na trzecim miejscu pod względem stwierdzonych w jednym dniu zarażeń SARS-CoV-2. Wyprzedzała nas nieznacznie Belgia i znacznie Rosja.

– Epidemia rozprzestrzenia się w sposób, który nie jest do końca poznany. Również w Polsce. Mówiąc, że dobrze sobie radzimy, podkreślam, że wskazują na to fundamentalne wskaźniki. Chodzi o to, by ratować i uratować jak najwięcej ludzi. I jak dotychczas, oby tak dalej, to nam się udaje. To jest sytuacja, w której odpowiedzialność w pewnym sensie rozkłada się na dwie strony, które są odpowiadają za działania przeciwepidemiczne. Jeśli mamy dziś jakiś problem w służbie zdrowia, to trzeba go wspólnie rozwiązywać. To, że potrzebujemy coraz więcej miejsc, w których będzie można leczyć pacjentów z COVID-19, jest oczywiste. Tak samo, jak to, że sytuacja wymaga podejmowania działań nadzwyczajnych. Choćby takich, że decyzjami wojewody przekształcamy istniejące oddziały, w oddziały covidowe.

Przypomnę, że praktycznie cały szpital MSWiA w Warszawie zajmuje się leczeniem pacjentów z COVID – 19. Ale również faktem jest, że różnie bywa z wdrażaniem decyzji o przekształceniu.. W Szpitalu Czerniakowskim, czy na oddziale wewnętrznym Szpitala Powiatowego na Wrzesinie w Pruszkowie, niemalże zaraz po tym, jak dotarła tam informacja o przeznaczeniu oddziału dla pacjentów z COVID – 19, usłyszałem, że wystąpił gwałtowny problem z personelem. Dziś (15 października – SE) usłyszałem od jednej z przedstawicielek Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, o „ucieczkach personelu medycznego na zwolnienia lekarskie”. To nie są moje słowa, ale przedstawicielki środowiska. Jeżeli tak jest, to nie widzę tu żadnej wojny, ale konieczność podjęcia ściślejszej współpracy, także z przedstawicielami środowisk zawodowych. Oczekuję , że wezmą troszeczkę odpowiedzialności za to, by przekonywać pracowników medycznych do tego, że jest możliwe funkcjonowanie w warunkach epidemii. Dowodem na to, jest sytuacja kadrowa w Centralnym Szpitalu Klinicznym MSWiA, albo w Wojewódzkim Szpitalu Zakaźnym, także w Warszawie…

– I co w nich jest nadzwyczajnego?

– W obu, od początku epidemii, przebywało wielu pacjentów z COVID - 19. I wśród personelu medycznego odnotowano tylko jeden przypadek zarażenia się koronawirusem. To pokazuje, że można pracować i nie zarazić się. Tym bardziej, że dziś dysponujemy, proszę mi wierzyć, bardzo dobrymi środkami ochrony osobistej. Można więc zminimalizować ryzyko zakażenia. W tym między innymi zakresie chciałby współpracować ze środowiskiem medycznym na Mazowszu. Nie widzę w tym jakiegokolwiek powodu do wojowania. Nie można jednak negować faktów – miały miejsce takie dziwne sytuacje, w których personel do wczoraj był zdrowy, na drugi dzień jest chory. Z drugiej strony jestem przekonany, że jest to sytuacja, którą można pokonać. I nie rozwiązaniami z rodzaju nadzwyczajnych, ale przekonywaniem, edukacją itd.

– To teraz spytam Pana nie jako wojewodę, ani jako b. ministra zdrowia, ale jako lekarza; proszę mi powiedzieć, potencjalnemu, odpukać, pacjentowi, dlaczego lekarze wczoraj byli zdrowi, a dziś są na L-4, gdy usłyszeli, że muszą iść bić się z COVID-em?

– To jest dla mnie najtrudniejsze pytanie. Najtrudniejsze, ponieważ nie czuję się upoważnionym, by wystawiać takie oceny, a już tym bardziej potępiać. Wszyscy racjonalnie patrzący na tę sytuację muszą przyznać, że pojawił się jakiś problem. Należałoby pewnie zapytać takie osoby: co się stało, dlaczego nie czują się na siłach żeby podjąć pracę w miejscu, w którym są pacjenci zakażeni koronawirusem? Faktem jest, że tak się dzieje. I faktem jest, że z tym problemem mamy styczność od samego początku epidemii. Wtedy, gdy zapada decyzja o przekształceniu oddziału czy szpitala w covidowy, to personel, używając określenia kolokwialnego, ucieka nam w zwolnienia lekarskie. Każdy taki przypadek można byłoby analizować, czy był zasadny, czy nie. Nie mnie sądzić, jednak statystyka w tej materii jest nieubłagana. Trzeba więc teraz coś zrobić, by to się nie powtarzało. Zresztą, dziś wiemy, również pracownicy służby zdrowia, znacznie więcej o epidemii i zagrożeniach niż pół roku temu. Trzeba tylko sięgać po tę wiedzę i korzystać z doświadczenia. Możliwe, że niektórym pracownikom medycznym, w tym także zarządzającym szpitalami, potrzeba jakiś dodatkowych szkoleń…

– Na to nie ma czasu. Zarażonych przybywa.

– Od początku epidemii wojewodowie wysyłają do szpitali strategie działania, procedury postępowania, wytyczne itd. I nie są one bardzo skomplikowane. Trzeba je tylko konsekwentnie wdrażać. Myślę, że trzeba to po prostu przypominać. Oczywiście po to, aby medycy potrafili się odpowiednio zabezpieczyć, ale także aby obniżyć poziom lęku przed zagrożeniem. Teraz nie umiem wytłumaczyć powodów tych „ucieczek” poza tym, że istnieje poważna obawa o swoje bezpieczeństwo. Można tę obawę zminimalizować. A co do wojen, wracając to pierwszego pytania, to mamy jedną: z epidemią.