Jadwiga Emilewicz

i

Autor: Tomasz Radzik Jadwiga Emilewicz

Synowie Jadwigi Emilewicz ponad prawem? Zamknęli stoki, a oni jeździli aż miło! Jest oficjalne stanowisko

2021-01-13 10:56

W związku z sytuacją pandemiczną w naszym kraju, rząd pod koniec grudnia zdecydował o wprowadzeniu kolejnych obostrzeń, mających powstrzymać transmisję wirusa. Jednym z nich było, ku niepocieszeniu m.in. prezydenta Andrzeja Dudy, zamknięcie stoków narciarskich. Jak się jednak okazuje, nie przeszkodziło to radosnemu szusowaniu synom byłej wicepremier Jadwigi Emilewicz. Jeździli oni na nartach na stoku przeznaczonym dla zawodników szkółki narciarskiej pod Poroninem, nie mając rzekomo aktywnej licencji sportowej, która na to zezwala. Do sprawy odniosła się już Emilewicz na swoim Facebooku.

O sprawie jako pierwszy poinformował TVN24. Dysponował on zdjęciami, na których widać całą rodzinę Emilewiczów, którą  przyłapano w miejscowości Suche pod Poroninem. Prowadzi tam działalność szkółka narciarska, na której stokach synowie byłej minister rozwoju. Jeździli na nartach. Tymczasem, według ustaleń stacji, nie mieli tego dnia aktywnych licencji sportowych wymaganych do uprawiania sportu po wprowadzeniu przez rząd obostrzeń.

Przeczytaj również: Kim są synowie Jadwigi Emilewicz? Czy to zawodowi sportowcy?

Co więcej, nazwiska synów Emilewicz pojawiły się w systemie Polskiego Związku Narciarstwa, tyle, że 7 stycznia. Było to dwa dni po tym, gdy zostały zrobione zdjęcia. Tymczasem przewodniczący komisji licencyjnej PZN potwierdził, że jeżeli na dostępnej w internecie liście nie widnieje nazwisko danej osoby, to oznacza, że nie ma ona aktywnej licencji sportowej. - Nie ma możliwości, że tam się jakieś nazwisko pojawi bez złożenia kompletnego wniosku. Są nazwiska dostępne dla każdego do sprawdzenia. Ten system jest otwarty po to, by sędziowie czy obecnie panie w kasie w kolejach liniowych mogli sprawdzić daną osobę - mówił TVN24 Jakub Michalczuk. Dodatkowo, według ustaleń dziennikarzy, na liście osób mogących korzystać ze stoku wynajmowanego przez szkółkę znalazło się również ręcznie dopisane nazwisko byłej wicepremier.

Do doniesień TVN24 szybko odniosła się sama Jadwiga Emilewicz, która w obszernym wpisie na Facebooku dementowała te informacje. Była wicepremier utrzymuje, że nie złamała obostrzeń, a jej synowie startują w zawodach od lat. - Młodsi synowie posiadają licencje o numerach odpowiednio 02367, 02368. Najmłodszy syn, który ma 8 lat, będzie uczestniczył w zawodach organizowanych przez PZN po raz pierwszy w tym roku. W ubiegłych latach uczestniczył w zawodach klubowych, a na nartach jeździ od 3 roku życia - napisała. Posłanka dodała również, że na miejscu cała jej rodzina mieszkała u swojej cioci, a nie w żadnym hotelu. - Wraz z mężem chodziliśmy w czasie treningów synów na skiturach - między innymi w Suchem, Małem Cichem - poza granicą stoków narciarskich wyznaczoną przez ogrodzenia. Nie naruszyliśmy rozporządzenia o zamknięciu stoków. Nie wiem dlaczego moje nazwisko - dopisane przez kogoś odręcznie, w przeciwieństwie do wydrukowanych nazwisk zawodników, w tym moich synów, znalazło się na liście. Nie trenowałam i nie korzystałam w żaden sposób ze stoku - napisała.

- Wszyscy ponosimy koszty działań mających na celu ograniczenie rozprzestrzeniania się koronawirusa. Uważam, że decyzje rządu są słuszne i w pełni się im podporządkowuję. Żadnym swoim działaniem nie lekceważę apeli rządu, ani tym bardziej rządowych rozporządzeń. Jeszcze raz podkreślam, że moi synowie trenują narciarstwo alpejskie i przebywali na szkoleniu przygotowującym do zawodów. Jako rodzic i ich opiekun byłam tam z nimi, ale w żaden sposób nie naruszyłam rządowych wytycznych - dodała na koniec.

Cały wpis wyglądał następująco:

Kwarantanna narodowa to żart. Lodowiska zamieniły się w kwiaciarnie, stoki narciarskie zapraszają turystów z sankami. Komentarz Adama Federa [WIDEO]