Kamila Biedrzycka: Dlaczego nie poznaliśmy żadnych szczegółów dotyczących podpisanej w sobotę umowy koalicyjnej?
Artur Soboń: Tak to jest, że umowy dotyczą przede wszystkim wewnętrznych kwestii w ramach koalicji. Ale kilka rzeczy wiemy na pewno. Że to będzie jakaś formuła, w której będziemy się koalicyjnie uzgadniać – i w klubie i programowo. Powstanie rada koalicji, która zostanie uzupełniona o koalicjantów. Wiemy, że idziemy wspólnie do kolejnych wyborów i że uzgodniliśmy rekonstrukcję gabinetu pana premiera Mateusza Morawieckiego – liczbę ministrów, wiceministrów (…) póki te uzgodnienia trwają, to nie zostaną podane do wiadomości publicznej. Już w tym tygodniu będziemy znali nowy skład gabinetu rządowego.
- Nie ma pan poczucia, że trwa to zbyt długo?
- No mam. Zostaliśmy trochę zaskoczeni przez naszych mniejszych partnerów tą sytuacją podczas ostatnich głosowań sejmowych. Nikt z nas nie ukrywał, że ta sytuacja wymaga wyciągnięcia wniosków. Tak też się stało, rozmawialiśmy we własnym gronie, czego efektem jest nowa umowa koalicyjna.
- Ufa pan jeszcze po tym wszystkim w lojalność Ziobry i Gowina?
- Królową w Sejmie jest arytmetyka. Musimy mieć większość i ona jest dziś zagwarantowana. Mamy znakomitego premiera, ofensywę programową i uzgodnienia koalicyjne.
- Tylko bez lojalności uzgodnienia w każdej chwili mogą zostać uznane za nieobowiązujące.
- Lojalność jest w polityce najmniej popularnym słowem. Mamy wszyscy, a przede wszystkim nasi mniejsi koalicjanci, interes polityczny w tym, aby to porozumienie było realizowane.
- Nie ma pan poczucia, że najbardziej poobijany z tych negocjacji wychodzi premier Morawiecki?
- Jest niekwestionowanym liderem gabinetu rządowego. Konstrukcja rządu ma służyć funkcjonalności i dawać premierowi możliwość łatwego sterowania. To efekt przede wszystkim jego przemyśleń.
- Jak może czuć się liderem, skoro do rządu wejdzie jego przełożony – prezes Kaczyński?
- (…) myślę, że to kwestia rozmowy między Jarosławem Kaczyńskim a Mateuszem Morawieckim. Premierem jest Morawiecki i to zostało przesądzone, natomiast odpowiedzialność za te ważne resorty po stronie prezesa oznacza kontrolę i koordynację prac między ministrami. Podział zadań w gabinecie rządowym jest czymś zupełnie naturalnym.
- Jadwiga Emilewicz zostanie w rządzie? Bo rozumiem, że jej odejście z Porozumienia nie było przypadkowe.
- Nie wiem. Uważam, że była świetnym ministrem, także w roli wicepremiera odpowiedzialnego za sprawy gospodarcze. Dawała sobie radę naprawdę dobrze w tym trudnym okresie – uruchomienie kolejnych tarcz antykryzysowych to także jej zasługa. Więc dobrze by było gdyby w tym gabinecie rządowym została.
- Czyli takie plany są?
- Nie wiem. Nie znam tej umowy koalicyjnej. Wiem tylko co byłoby dobre z punktu widzenia funkcjonowania rządu.
- Czy to nie jest dziwne, że pan jako członek rządu, nie zna treści umowy koalicyjnej?
- Nie jest niczym nadzwyczajnym, że partie mają swoje ograny wykonawcze (…) nie wiem czy umowa koalicyjna powinna być przedmiotem publicznej egzegezy. Najważniejsze żeby była skuteczna.
- Jak można realizować umowę, której się nie zna?
- To co wiemy, to to, że jesteśmy razem, że wspólnie realizujemy swój program. Teraz czekamy na skład nowego gabinetu rządowego.
- Sądzi pan, że w umowie znalazł się podział miejsc na listach w wyborach 2023?
- Tego nie wiem. Wiem, że startujemy razem.
- Zgadza się pan ministrem Horałą, który powiedział, że koalicjanci mieli nadreprezentację na listach?
- Formuła pt. mniejsze ugrupowania mają jednego kandydata w jednym okręgu wyborczym nie jest optymalna. Generuje pewne komplikacje także w szeregach samego PiS.