5 rzeczy w PRL-u, za którymi nie będziesz tęsknił. Te absurdy uprzykrzały nam życie

2015-04-22 14:08

Hisoria PRL-u pełna jest absurdów. Teraz wspominamy je z uśmiechem na twarzy, czy nawet senstymentem. Ale jeszcze 30 lat temu były one prawdziwą udręką dla obywateli. Stanie przez kilka dni w kolejce po buty, kartki, brak towarów na półkach sklepwych. Przed większym rodzinnym przyjęciem toczyła się walka. Podać na stół jedynie słone paluszki, czy może uruchomić zapas mięsa, który czekał na święta? Przypomnijmy sobie kilka absurdów PRL-u, za którymi z pewnością nie będziemy tęsknić.

Jedni za czasami PRL-u tęsknią. Z sentymentem wspominają wczasy pracownicze, ogólny spokój, czy względne bezpieczeństwo stałego zatrudnienia. Nie da się jednak ukryć, że PRL to okres pełen absurdów. Absurdów, które uprzykrzały obywatelom życie. Odgórne sterowanie gospodarką dyktowało nam co i kiedy możemy kupić w sklepie. Oczywiście o ile w ogóle możemy kupić. Najczęściej bowiem produktów na półkach sklepowych nie było wcale. Ci, którzy mieli zaszczyt wyjechać do Stanów Zjednoczonych, po powrocie snuli sąsiadom opowieści o pełnych półkach, o "mięsnych", w których można kupić kurczaka pokrojonego na porcje. Opowiadali o cytrusach w sklepie i opisywali smak banana. Zapraszamy was w sentymentalną podróż do czasów PRL-u. Podróż wśród absurdów, za którymi z pewnością nie będziemy tęsknić.

Władze PRL postanowiły ułatwić Polakom życie wprowadzając do obiegu kartki. W rzeczywistości były one wynikiem silnych niedoborów na rynku. Większość polskich towarów wędrowała na zagraniczne rynki. W Polsce zostawało niewiele. W czasach PRL kartkowane było dosłownie wszystko. Od benzyny, po obuwie, na kiełbasie kończąc. Zakupy musiały być naprawdę przemyślane. Jeżeli kobieta kupiła za małe buty (bo akurat tylko taki rozmiar był w sklepie), buty te musiały jej służyć przez kolejny rok. System kartkowy funkcjonował do 1989 roku. Został zniesiony 1 sierpnia przez rząd Mieczysława Rakowskiego.

Godzina policyjna to jeden z wymysłów PRL-u, który ograniczał wolność człowieka. Od 22.00 do 6 rano obywatele nie mogli poruszać się po Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Nie było więc nocnych powrotów do domu z imprezy. Takie wybryki mogłyby się skończyć aresztem.

Wijące się kolejki przed sklepami to chyba najbardziej charakterystyczny widok z czasów PRL. Stać trzeba było po wszystko. Od papieru toaletowego, po mięso, na pralkach kończąc. Co ciekawe, ludzie często nie wiedzieli po co właściwie stoją, co dziś "rzucą" do sklepu. Stało się kilka godzin, a nawet dni. Po pewnym czasie powstała nawet nowa profesja. "Stacz kolejkowy" spędzał życie w kolejkach odciążając tym samym obywateli. Oczywiście za każde zakupy pobierał niemałą prowizję.

Zobacz: Gimnazjaliści nie potrafią napisać opowiadania i... dodać tweeta bez przekleństwa

Puste półki w sklepach nikogo nie dziwiły. Często okazywało się, że ekspedientka może zaoferować jedynie...ocet. Rzeczywistość gospodarcza nie była różowa. Dieta Polaków w czasach PRL była dość uboga. W codziennym menu zwykłego Polaka przeważały kopytka i pyzy suto okraszone tłuszczem, ziemniaki z kefirem, czy kapustą.

Aby zmniejszyć zapotrzebowanie na produkty mięsne wymyślono poniedziałki wolne od mięsa. W praktyce oznaczało to, że w każdy poniedziałek (później środę) mięso nie było sprzedawane w ogóle. Dlaczego poniedziałek? Absolutnie dnia wolnego od spożywania mięsa nie można było wyznaczyć na piątek, żeby przypadkiem nie kojarzyło się to z katolicką tradycją. Z kolei w niedzielę obiady były zawsze najbardziej obfite. Uznano więc, że nikomu nie zaszkodzi, jak w poniedziałek mięsa nie zje.

 

Zobacz też: Bożena Dykiel jedzie po Komorowskim jak po ...

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki