9 godzin wieźli chorego do szpitala

2009-11-27 10:35

Dramatyczna walka o uratowanie lekarza cierpiącego na świńską grypę! Kardiochirurg, którego stan zdrowia pogarszał się z minuty na minutę, miał jak najszybciej zostać przewieziony ze szpitala w Kępnie (woj. wielkopolskie) do kliniki we Wrocławiu (woj. dolnośląskie). Choć karetka na sygnale powinna pokonać 80 km w około 2 godziny, transport nieprzytomnego trwał 9 godzin.

To był prawdziwy wyścig ze śmiercią! Sanitariusze nadludzkim wysiłkiem starali się utrzymać lekarza zakażonego śmiercionośnym wirusem A/H1N1 przy życiu. Koszmar zaczął się już po pół godzinie jazdy, gdy okazało się, że wyczerpała się bateria podtrzymująca pracę sztucznego płuco-serca, do którego podłączony był chory z niewydolnością oddechową.

Ambulans z kardiochirurgiem musiał natychmiast zatrzymać się na stacji benzynowej pod Oleśnicą, bo w karetce nie było odpowiedniego zasilania do naładowania sprzętu. Tam medycy na dwie godziny podłączyli do prądu sztuczne płuco, bez którego pacjent nie przeżyłby przecież dalszej podróży.

Wyruszyli w drogę, ale nie minęła godzina, gdy akumulator zaczął znowu słabnąć. Na domiar złego w karetce wyczerpał się zapas tlenu i leków.Ratownicy nie mieli wyjścia, po kilku minutach musieli zjechać na drugą już stację benzynową w Bykowie.

Gdy wyjechali na trasę bateria znowu traciła moc, więc konieczny był trzeci przystanek. Na przedmieściach Wrocławia, na Psim Polu na ratunek sanitariuszom przybyła druga karetka i straż pożarna. Specjalistyczny wóz z agregatem prądotwórczym wziął ambulans na hol, by zapewnić mu zasilanie 220 V. Po dachach samochodów puszczono kabel z prądem, do którego podłączono maszynę utrzymującą lekarza przy życiu.

Podróż zakażonego świńską zarazą pacjenta trwała 9 godzin, ale trafił w końcu na oddział wrocławskiej kliniki. Aż strach pomyśleć, jak skończyłby lekarz, gdyby nie opanowanie i heroizm medyków, którzy ze wszystkich sił walczyli o jego życie.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki