Mateusz Kawecki jechał do Polski z Niemiec, gdzie pracuje. Miał spędzić z rodziną święta wielkanocne. Po raz ostatni kontaktował się ze swoim ojcem 29 marca. Mówił, że wyjeżdża własnie ze Szczecina i powinien być za dwie godziny u ciężarnej narzeczonej. Nie dojechał jednak na miejsce. - Brat wyjechał z domu z Hanoweru o godzinie 23:30, kierował się na Szczecin - powiedziała reporterowi "Interwencji" Katarzyna Piotrkowicz, siostra zaginionego. 3-latek poruszał się 20-letnim samochodem - To było granatowe BMW, model 525, dość stary, z 1998 roku, na niemieckich tablicach rejestracyjnych - dodała kobieta. Rodzina zaginionego prosiła policję o namierzenie telefonu Kaweckiego i sprawdzenie monitoringu. Ich zdaniem komórka była aktywna jeszcze po zgłoszeniu zaginięcia pana Mateusza. - Dzwoniliśmy po kilkadziesiąt razy na policję, każde z nas. Prosiliśmy o zabezpieczenie monitoringu i o namierzenie telefonu. Bo ten telefon cały czas był aktywny - powiedziała Edyta Dąbska, kuzynka zaginionego. - Raz sygnał był, a raz sygnału nie było. Tak jakby tego telefonu nie odbierał ktoś celowo. Tak było przez kilka dni – dodała Piotrkowicz.
Sprawą zajmuje się policja ze Szczecina i Zamościa (Mateusz Kawecki pochodzi z pobliskiego Hutkowa przyp.). - Podejmujemy czynności, które ustalą miejsce pobytu pana Mateusza - zapewniła Dorota Krukowska-Bubiło z policji w Zamościu. Rodzina o poprosiła także o pomoc jasnowidza. Krzysztof Jackowski kazał szukać mężczyzny między Mirosławcem a Wałczem, na łuku drogi, gdzie obok jest dużo wody. Na razie poszukiwania w tym miejscu nie przyniosły rezultatu. 6 dni po zaginęciu Mateusz Kawecki został ojcem. Partnerka urodziła mu córeczkę.