Dramat w Zgierzu. 35-latek dostał padaczki po dopalaczach

2016-03-11 3:00

Miał silny atak padaczki, był krok od śmierci. 35-letni mężczyzna, który zatruł się toksycznymi dopalaczami, miał mnóstwo szczęścia. Przeżył tylko dzięki sprawnej akcji reanimacyjnej strażników miejskich ze Zgierza, którzy nieprzytomnego wypatrzyli na ekranach miejskiego monitoringu.

Kamery w Zgierzu (woj. łódzkie) rozmieszczone są w różnych punktach miasta. Jedna z nich lustruje miejscowy park. To tam operator monitoringu ze straży miejskiej zauważył mężczyznę, który nagle przewrócił się na ziemię. Chwilę później bezwiednie wyciągnął ręce w górę, cały zaczął się trząść. Natychmiast skierowano tam patrol strażników. Gdy przyjechali na miejsce, mężczyzna był nieprzytomny. Przestał oddychać.

- Nastąpiło zatrzymanie akcji serca. Nasi ludzie rozpoczęli reanimację. Po kilkudziesięciu uciśnięciach serca funkcje życiowe wróciły - opowiada Dariusz Bereżewski, komendant straży. Chwilę później na miejsce dotarła karetka pogotowia. Zabrała 35-latka do szpitala na odtrucie, ponieważ znaleziono przy nim puste opakowanie po dopalaczu o nazwie "Talizman szczęścia".

Zobacz: Sosnowiec. Nastolatek ZMARŁ po dopalaczach. Walczył o życie dwa tygodnie

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki