Dziś 30. rocznica wprowadzenia STANU WOJENNEGO. Wojna POLSKO-JARUZELSKA. 13 grudnia gen. JARUZELSKI wysłał WOJSKO przeciwko NARODOWI, by utrzymać się przy WŁADZY

2011-12-13 8:25

Stan wojenny był wojskowym zamachem stanu przeprowadzonym w nocy 13 grudnia 1981 roku pod wodzą gen. Wojciecha Jaruzelskiego, pełniącego wówczas dyktatorską władzę w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Zniesiono go 22 lipca 1983 roku. W zgodnej opinii konstytucjonalistów stan wojenny wprowadzono z pogwałceniem także PRL-owskiego prawa.

Przez niemal dwa lata Polska znalazła się pod rządami Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, klasycznej junty wojskowej składającej się z 22 oficerów pod kierownictwem Jaruzelskiego. Na ulicach pojawiły się patrole wojskowe, do zakładów pracy wkroczyła armia i SB (ponad 8 tysięcy komisarzy wojskowych). W całym kraju wprowadzono godzinę milicyjną.

Oficjalnym powodem stanu wojennego była pogarszająca się sytuacja ekonomiczna kraju. Po jego wprowadzeniu niewiele jednak w tej sprawie się polepszyło. Wręcz przeciwnie, rządy junty Jaruzelskiego oznaczały zapaść gospodarczą. Stan wojenny i lata 80. kojarzyły się Polakom głównie z pustymi półkami w sklepach i kartkami niemal na wszystkie towary.

Po 1989 roku Wojciech Jaruzelski zmienił zdanie i utrzymywał, że stan wojenny wprowadził, by ratować Polskę przed interwencją wojsk ZSRR. Ten argument nie wytrzymuje jednak konfrontacji z faktami i dokumentami ujawnionymi przez historyków. Wygląda zatem na to, że stan wojenny był puczem wojskowym, który miał zapewnić utrzymanie władzy w rękach ekipy Jaruzelskiego, a także spacyfikować nastroje społeczne i ograniczyć popularność Solidarności.

Stan wojenny oznaczał nie tylko liczne aresztowania działaczy opozycji (10 tysięcy internowanych), lecz nawet śmierć części z nich, a także demonstrantów (według niektórych źródeł mogło zginąć nawet 100 osób). Oznaczał także olbrzymi cios w nadzieje Polaków i rodzące się społeczeństwo obywatelskie.

W wyniku stanu wojennego wyemigrowało ponad milion osób - często tych, którzy uchodzili za najbardziej aktywnych, dobrze wykształconych i w związku z tym potencjalnie niebezpiecznych dla rządów komunistów.

Do dziś, pomimo kilku prób, nie udało się osądzić autorów wojskowego przewrotu z 1981 roku.

Specjalnie dla "Super Expressu" wspominają 13 grudnia 1981 roku

Prezydent Bronisław Komorowski:
Trafiłem wtedy do więzienia

- Stan wojenny dla mnie i dla mojej rodziny tak naprawdę zaczął się jeszcze 12 grudnia. Mniej więcej godzinę przed północą przyszedł po mnie porucznik w asyście uzbrojonego w łom, na wypadek konieczności wyważenia drzwi, milicjanta i powiedział "Jest pan internowany, proszę z nami".

Pamiętam swoje zdziwienie, bo do tej pory bywałem aresztowany za działalność opozycyjną, a tu nowy termin "internowanie"… Nie wiedziałem, co to oznacza. I ten porucznik też chyba tego nie wiedział, bo wciąż pytał "Panie Komorowski, co z tego będzie? Co z tego będzie?".

Z domu zabrali mnie na komendę milicji na Mokotowie, a tam było już wielu moich przyjaciół z opozycji, tak samo wyciągniętych z domów, nierzadko w dramatycznych okolicznościach. Stamtąd trafiliśmy do więzienia na Białołęce. Prowadzili nas do cel w eskorcie strażników więziennych z tarczami, pałkami, ujadającymi psami. Z telewizora na półpiętrze niosły się słowa generała Jaruzelskiego o wprowadzeniu stanu wojennego.

Byliśmy zdezorientowani, ja sam byłem przekonany, że skończy się to jakąś dramatyczną walką. Każdy z nas bał się o najbliższych, przecież zostawiliśmy w domach żony, dzieci, rodziców. Ta niepewność, lęk o najbliższych, ale i strach o Polskę nierozerwalnie kojarzą mi się z tamtym dniem. Takich chwil się nie zapomina - mówi "Super Expressowi" prezydent Bronisław Komorowski.

Wczoraj o godzinie 23.30 para prezydencka zapaliła w oknie Belwederu symboliczną świecę, która jest wyrazem pamięci o ofiarach stanu wojennego. Jak zaznacza Kancelaria Prezydenta, świeca jest także symbolem solidarności Polaków ze wszystkimi osobami na świecie represjonowanymi za przekonania polityczne.

Stefan Niesiołowski:
Baliśmy się wejścia czerwonych

- Tego dnia przyszedłem dość późno do domu. Po jakimś czasie żona do mnie mówi: "Stefan, jacyś panowie do ciebie". Było trochę po północy. Przyszedł jeden milicjant i trzech innych funkcjonariuszy. Grzecznie wstałem, ubrałem się, wsiadłem do "suki".

Pojechaliśmy na łódzki komisariat milicji. Był już tam mój brat. A ja w ogóle nie wiedziałem, że jest stan wojenny! Za chwilę znów byliśmy w "suce". Zawieźli nas do więzienia w Sieradzu. Siedziałem w jednej celi z bratem. Po chwili słyszymy głos gen. Jaruzelskiego z głośnika. Czekałem, aż powiedzą, że Armia Czerwona wkroczyła. Okazało się, że jest stan wojenny.

Jaki to był wybuch radości! Tu mówią, że stan wojenny, a my skaczemy prawie pod sufit. Tak się tego wejścia czerwonych baliśmy.

Władysław Frasyniuk:
Wyskoczyłem z pociągu, bo na mnie czekali

Ogłoszenie decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego zastało mnie w Gdańsku na spotkaniu liderów Solidarności. Było to dla nas niemałe zaskoczenie, ale muszę przyznać, że już dużo wcześniej spodziewaliśmy się konfrontacji z czerwonymi w jakiejś formie. Postanowiłem, że muszę wrócić do Wrocławia, aby być ze swoimi ludźmi. W trakcie powrotu pociągiem konduktorzy ostrzegli mnie, że jestem poszukiwany przez bezpiekę oraz że dworzec we Wrocławiu może być obstawiony.

Dlatego specjalnie dla mnie i moich towarzyszy pociąg zwolnił, tak abyśmy mogli wyskoczyć na peryferiach miasta. W ręce bezpieki wpadłem dopiero w październiku 1982 r.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki