Henryk Dzido: Samoobrona będzie istnieć BEZ LEPPERA - WYWIAD

2011-08-11 21:51

Henryk Dzido (70 l.), adwokat i wieloletni współpracownik Andrzeja Leppera, opowiada nam o politycznych planach i przyszłości partii

- Śmierć Andrzeja Leppera będzie zaczątkiem nowego ruchu, jak np. śmierć Pima Fortuyna w Holandii?

Henryk Dzido: - Już jest. Przez lata nie mogłem namówić na spotkanie wielu ludzi, w tej chwili sami do mnie dzwonią. Wygląda to tak, jakby chcieli nadrobić stracony czas. Śmierć człowieka, który był publiczną własnością, wywołuje refleksję i chęć działania.

- Skąd pewność, że nie jest to chwilowy odruch po śmierci Leppera?

- Na pewno jest to wynik wstrząsu psychicznego, jakim była jego śmierć. Znali go, przeżyli z nim przygodę swojego życia, a może i kilku pokoleń. Znaczna większość z nich chce jednak czegoś trwałego. I dobrze, bo Polska potrzebuje takiej partii.

- Na pewno potrzebuje?

- Nie tylko partii, ale ludzi, którzy mają doświadczenie, przeżyli swój upadek i potrafią z niego się podnieść. Potrafią wyciągnąć z niego wnioski.

- Tylko czy elektorat ma świadomość tej potrzeby? Ten dawny rozparcelowały inne partie.

- Nie do końca rozparcelowały. Szanse takiej partii oceniam na 8-15 proc. Ludzie biedni, głównie ze wsi, nie mają swojej reprezentacji. Znaczna część elektoratu nie ma na kogo głosować. Może się okazać, że nie będzie to w sensie społecznym strata dla którejkolwiek partii, ale wartość dodana.

- Samoobrona to w przeważającej mierze był Lepper. Trudno ją sobie wyobrazić bez niego.

- To, o czym pan mówi, to w ogóle kwestia: czy to historia tworzy ludzi, czy ludzie tworzą historię? PiS-u bez Kaczyńskiego rzeczywiście sobie nie wyobrażam. I prawdą jest, że Lepper był Samoobroną. Ale zdawał sobie sprawę, że stał się tym, kim był dzięki ludziom.

- Podobno przymierzacie się już do tych wyborów parlamentarnych. Nie zostało zbyt mało czasu?

- Mało, ale nie można czekać. Jest potrzeba, dzwonią setki ludzi z terenu. Wstrząs po śmierci Leppera przebudził zbyt wielu. Nie twierdzę, że owoce zbierzemy już teraz, ale może za dwa i pół roku.

- Chciał pan powiedzieć za cztery lata.

- Moim zdaniem kolejne wybory parlamentarne odbędą się za dwa i pół roku. Scena polityczna nie jest tak zabetonowana, jak się mówi. Dominacja dwóch partii prawicowych nie jest normalna. Polskie społeczeństwo jest przecież w swojej naturze lewicowe, choć zarazem głęboko wierzące. Czeka na ofertę i nie da się tego wymazać.

- Pojawiały się już inicjatywy, które tę scenę miały zmienić...

- Dwie największe partie znakomicie pilnują, żeby nikt nowy nie wyrósł. Ale w ocenie społeczeństwa nic nie jest wieczne. I ta dominacja też przeminie. Społeczeństwo może powiedzieć, że ma dość tych nieustannych obietnic, które nie są spełniane.

- Was wyborcy też zapytają: weszliście do rządu i co zrobiliście? Nie będzie już efektu "partii, która nigdy nie rządziła".

- Tak, ale nie mieliśmy możliwości działania, wpływania na podejmowane decyzje. I wyszliśmy z tamtego układu. Dziś ludzie Samoobrony są bardziej doświadczeni, mądrzejsi o tamte wydarzenia. Jestem dobrej myśli. Jako adwokat ważę słowa i nie lubię przegrywać. I angażuję się w Samoobronę dlatego, że autentycznie wierzę w sukces tego przedsięwzięcia.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki