Horror przez lata rozgrywał się za murami małego domu w Ubieszynie na Podkarpaciu. Rodzina Stanisława K. już na zawsze zostanie z brzemieniem tej tragedii. Wszyscy sąsiedzi wiedzą co się stało i dlaczego kilka miesięcy temu aresztowano ojca. Nikt jednak nie chce oficjalnie się wypowiadać. Wielu mieszkańców wsi powątpiewa w winę Stanisława K. i powtarza, że to „rozdmuchiwanie problemu” i sprawa rodzinna, która powinna zostać rozstrzygnięta w murach tego domu.
-Matka w tym domu nie pracowała. Tam przez lata korzystali z pomocy społecznej. Jakby coś było to by zauważyła- mówiła jedna z mieszkanek Ubieszyna.
Innego zdania jest prokurator. Rzecznik Prasowy Sądu Okręgowego w Przemyślu, Małgorzata Reizer potwierdza zarzuty postawione Stanisławowi K. -Mężczyzna jest oskarżony z kategorii spraw przeciwko wolności seksualnej i obyczajności. Za ten czyn grozi kara do piętnastu lat pozbawienia wolności.
Stanisław K. wchodząc do sądu doprowadzony przez funkcjonariuszy z aresztu nawet nie popatrzył w stronę swojej żony, synów i dwudziestodwuletniej córki, która zeznawała w sądzie. Mężczyzna przeszedł obojętnie obok swojej ofiary. Tak jakby nie pamiętał, że przez lata gwałcił swoją własną córkę w rodzinnym domu i wyrządził jej krzywdę, której nigdy w życiu nie zapomni.
Śledczy ustalili, że tragedia w Ubieszynie trwała lata. Ojciec przez cały okres dorastania swojej najstarszej córki miał wielokrotnie doprowadzić do obcowania płciowego.
-Ona tutaj już nie mieszka. Dłuższy czas. Wyprowadziła się chyba do narzeczonego, czy chłopaka, gdzieś pod Lublin. Mam nadzieję, że ułożyła sobie życie z dala od tego domu. To taka dobra dziewczyna była. Zawsze grzecznie mówiła -dzień dobry i kłaniała się. Często ją widziałam jak pracowała w ogródku. Dbała o to swoje rodzeństwo. No aż ciężko uwierzyć w to przeżywała, co tyle lat ukrywała- relacjonowała jedna z najbliższych sąsiadek.
Sprawa gwałciciela toczy się za zamkniętymi drzwiami. Nie wiadomo, czy Stanisław K. przyznał się do winy i czy najstarsza córka kiedykolwiek mu wybaczy.