Pierwsza runda dla Schetyny

2010-02-04 6:45

Znam Ryszarda Sobiesiaka, ale nie grałem z nim w golfa i nigdy nie rozmawiałem na temat ustawy hazardowej - przekonywał wczoraj sejmowych śledczych były wicepremier Grzegorz Schetyna (47 l.). Szef klubu PO nie skrywał emocji pod grubą warstwą pudru, tak jak kilka dni wcześniej Chlebowski.

Zamiast tego często się uśmiechał i ze spokojem odpowiadał na pytania posłów z komisji badającej aferę hazardową. Schetyna grał o dużą stawkę. Wie, że dobry występ przed komisją otwiera mu powrót do rządu i wielkiej polityki.

Przeczytaj koniecznie: Chlebowski atakuje: Afery hazardowej nie ma!

Szef klubu PO przekonywał, że z Sobiesiakiem (główny bohater afery hazardowej i stenogramów z podsłuchów CBA) łączyły go jedynie sprawy sportowe. W 2003 roku współwłaściciele Śląska Wrocław, w tym Sobiesiak, poprosili go o pomoc upadającemu klubowi piłkarskiemu (Schetyna z powodzeniem kierował koszykarskim Śląskiem). - To nie były biznesy, tylko rozpaczliwe wołanie o pomoc - opowiadał były wicepremier.

Zobacz wideo: Co o aferze hazardowej sądzą specjaliści

O piłce miał też rozmawiać w czasie słynnego już spotkania z Sobiesiakiem na wrocławskim lotnisku 29 września 2009 r. (ich rozmowę podsłuchało CBA). - Rozmowa na pewno nie dotyczyła ustawy hazardowej - uciął Schetyna. Kilkakrotnie powtarzał, że nie lobbował i nie interesował się ustawą hazardową ani dopłatami od gier.


Śledczych interesował też drugi z wątków afery, a mianowicie spotkanie z premierem z 19 sierpnia 2009 roku (wziął w nim udział Schetyna i Drzewiecki). Według Mariusza Kamińskiego, to wtedy właśnie miało dojść do przecieku z akcji CBA. Dlaczego Schetyna wziął w nim udział, skoro nie miał nic wspólnego z ustawą hazardową? - To było polecenie premiera - tłumaczył i przekonywał, że o całej aferze dowiedział się z mediów.

Przeczytaj koniecznie: Palikot o sobie: Jestem gnojem

Według specjalisty od wizerunku i marketingu politycznego, Schetyna zaprezentował się bardzo korzystnie. - Oczy, które w komunikacji są zwierciadłem duszy, zdradzały, że szef klubu PO mówił prawdę. Nie uciekał wzrokiem w kierunku podłogi (to wyróżnik kłamstwa) ani sufitu (zmyślanie) - ocenia Wojciech Szalkiewicz. - Pozytywnie - na tle smutnych inkwizytorów z komisji - wyróżniał się też jego uśmiech, luz i gestykulacja, która umiejętnie podkreślała argumentację - tłumaczy Szalkiewicz.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki