Jestem Polakiem, ale będę europosłem litewskim

2009-06-16 4:30

W Europarlamencie nie mogę ograniczać się wyłącznie do spraw polskiej mniejszości – mówi polski eurodeputowany z Litwy Waldemar Tomaszewski

"Super Express": - Myślał pan już o tym, w której frakcji Europarlamentu pan się znajdzie?

Waldemar Tomaszewski: - Za wcześnie jeszcze na taką decyzję. Mogę tylko powiedzieć, że na pewno frakcja ta będzie musiała odwoływać się do wartości chrześcijańskich. Uważam, że UE powinna pozostać związkiem chrześcijańskich państw, bo jest to jedyny realny fundament, na którym rozwijał się w przeszłości cały kontynent.

- Uzyskał pan 4,7 proc. poparcia w wyborach na prezydenta Litwy. Teraz kierowana przez pana Akcja Wyborcza Polaków na Litwie uzyskała aż 8,4 proc. (ponad 46 tys. głosów). Sukces był zaskakujący?

- Był spodziewany, bo pracowaliśmy na niego całe 20 lat. Przez pierwsze sześć lat niepodległości Litwy przy braku progu wyborczego zdobywaliśmy po 2-3 proc. głosów i zawsze mieliśmy jakieś miejsca w parlamencie. Po 1996 r. zdecydowano się na pięcioprocentowy próg, który w przeciwieństwie do polskiego systemu objął także mniejszości narodowe. Osiągaliśmy nawet 4,8 proc. poparcia, ale długi czas nie byliśmy w stanie zdobyć żadnego miejsca z listy ogólnokrajowej. Na szczęście połowę Sejmu wybiera się na Litwie z list okręgowych, większościowych i mieliśmy jakąś szczątkową reprezentację. Mobilizowaliśmy się jednak coraz bardziej, osiągając z roku na rok coraz lepsze wyniki.

- Mniejszość Polska na Litwie liczy 6,7 proc. ludności. Wynik 8,5 proc. to, jak rozumiem, kwestia frekwencji i dobrej organizacji?

- Nie tylko. Okazuje się bowiem, że głosują na nas także Litwini. I choć nie jest to jakaś ogromna liczba, ich udział widoczny był już także w wyborach prezydenckich. Ich decyzję wiązałbym głównie z tym, że choć istniejemy na scenie naprawdę wiele lat, nigdy nie zarzucono nam nawet śladu działalności korupcyjnej. W sytuacji, gdy cała masa litewskich ugrupowań ma kłopoty z uczciwością, co i rusz słychać o skandalach korupcyjnych, wielu wyborców decydowało się od nich odwrócić. My, choć uczestniczyliśmy już w różnych koalicjach, nigdy nie daliśmy się zwieść pokusom. Popierali nas też ci Litwini, którzy szukają przedstawicieli otwarcie deklarujących przywiązanie do wartości chrześcijańskich.

- Działacze wielu organizacji skupiających Polaków przyznają, że bardzo trudno doprowadzić do takiej mobilizacji mniejszości. Dlaczego udało się to na Litwie?

- Jesteśmy tu dość specyficzną grupą. Zawsze byliśmy zjednoczeni, choć przez całe lata próbowano rozmywać naszą działalność przez zakładanie jakichś sztucznych "polskich" partii wspieranych przez litewskie władze czy polityków. Oczywiście grupie autochtonicznej, która nie jest Polonią, przychodzi to znacznie łatwiej. Jest tu "u siebie" od 6-7 wieków. W sytuacji, w której czuje się naciskana, a nawet - jak zdarzało się w dziejach Litwy - osaczona, skupia się w obronie własnych interesów.

- Czy to właśnie niechętne reakcje litewskich polityków na pana start w wyborach pomogły skonsolidować polską mniejszość?

- Można to rozważać pod tym kątem. Tych ataków nie brakowało jednak i w czasach, gdy uzyskiwaliśmy w wyborach 2 proc. głosów. Co ciekawe, silniejszy jest atak mediów przed wyborami i w trakcie kampanii niż już po sukcesie. Nawet jeżeli wchodzimy do władz miasta czy regionu. W kampanii pojawiają się apele dzienników o konsolidację wyborców litewskich, by ich miejsc nie zajęli Polacy. Na szczęście litewscy wyborcy reagują coraz rzadziej na tak formułowane sugestie. Większym problemem są politycy, ale oni też zaczęli postrzegać nas raczej jako konkurentów. Dla części wierzących Litwinów jesteśmy dobrym, alternatywnym wyborem.

- Sytuacja Polaków na Litwie jest lepsza niż przed laty?

- Tego bym nie powiedział. Nie jest różowo, ale pewna poprawa jest. Wciąż nierozstrzygnięte pozostają sporne kwestie zwrotu ziemi, używania języka ojczystego czy polskiego szkolnictwa. Nie tak dawno w jednej z dzielnic Wilna próbowano zamknąć polską grupę przedszkolną pod pretekstem braku miejsc dla dzieci litewskich. Coraz silniejsza pozycja polityczna pozwala jednak Polakom lepiej bronić się przed takimi zakusami.

- Na początku lat 90. te konflikty były poważniejsze. Litwini zarzucali miejscowym Polakom, że są przeciwko odzyskaniu przez nich niepodległości. Polacy obawiali się miejscowego nacjonalizmu…

- Zarzuty wobec Polaków były wyssane z palca. Poparliśmy litewską niepodległość bardzo jednoznacznie. W 1989 r., jeszcze jako młody chłopak, uczestniczyłem w dniu rocznicy paktu Ribbentrop-Mołotow w tzw. szlaku bałtyckim. Połączyli się w nim w żywym łańcuchu ludzie od Estonii do Litwy. Były wśród nich tysiące Polaków. Część sił nacjonalistycznych chciała przyczepić nam łatkę wrogów i w ten sposób zdezorientować opinię publiczną. A Polacy byli akurat najmniej zsowietyzowaną grupą na Litwie.

- Do poprawy tej sytuacji przyczynił się wzrost znaczenia politycznego Polaków?

- Tak, bo trudno mi wskazać jeden moment, który by na tym zaważył. Przypuszczam, że decydującą rolę odegrał upływający czas. Nasza aktywność i obecność w polityce, wchodzenie w rozmaite koalicje zdążyły Litwinów przyzwyczaić do faktu, że Polacy pojawiają się w życiu publicznym. Że piastują różne stanowiska, mają prawo podejmować decyzje dotyczące także większości. Nie wszystkim się to podoba, ale nikt nie podważa już naszego prawa do takiej działalności.

- Co będzie głównym celem pańskiej aktywności w Strasburgu i Brukseli?

- Jestem Polakiem, ale będę europosłem litewskim, nie mogę więc ograniczać się wyłącznie do spraw mniejszości. Takich istotnych celów jest zaś wiele. Kilka z nich, dotyczących gospodarki, jest jednak szczególnie istotnych. Po pierwsze, będę chciał przeciwdziałać szybkiemu zamknięciu elektrowni atomowej w Ignalinie, na co od dawna naciska UE. To nie może być traktowane jak dogmat, bo po prostu rozwali litewską gospodarkę! Być może uda się nam współdziałać w tej kwestii z Bułgarami i kilkoma innymi krajami. Drugą sprawą będą biopaliwa, a zwłaszcza biogaz. Wiem, że tą sprawą zainteresowana jest także Polska. Niestety, nie wszystkie decyzje Unii są nam przychylne. Olbrzymi lobbing przeciwko tej idei prowadzą koncerny gazowe. Tymczasem pozwoliłoby to choćby wesprzeć tworzenie nowych miejsc pracy w regionach wiejskich.

Waldemar Tomaszewski

Przewodniczący Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, od 2000 r. poseł na Sejm Republiki Litewskiej, b. kandydat na prezydenta Litwy. Deputowany do PE

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki