Justyna lepsza o pół buta

2010-02-20 3:00

To nie był wyścig dla wrażliwych ludzi. Żeby wywalczyć drugie z rzędu podium igrzysk w Vancouver, Justyna Kowalczyk (27 l.) musiała walczyć dosłownie do ostatniego centymetra w biegu łączonym 2x7,5 km.

Kiedy nasza zawodniczka wpadła na metę równo z Norweżką Kristin Steirą, nikt nie wiedział, która z konkurentek dalej wysunęła but na linii mety i tym samym zajmie trzecie miejsce. Justyna przez moment była nawet trochę zniechęcona, sądząc, że zajmie najgorszą dla sportowca, czwartą lokatę, W końcu fotofinisz wskazał ją jako brązową medalistkę.

Oficjalnie Polka wyprzedziła Steirę o 0,1 sekundy, ale ta różnica była zapewne o wiele mniejsza mniejsza - najwyżej o pół buta.

- Jechałam bardzo szybko, ale po stylu klasycznym byłam potwornie zmęczona. No i miałam bardzo słaby finisz. Widocznie mam jednak o dwa centymetry dłuższe nogi niż Steira - powiedziała po biegu Justyna, której przed ceremonią wręczenia kwiatów zaświeciły w oczach łzy. Wyraźnie liczyła na więcej niż osiągnęła...

Wydaje się, że jej narty nie były tym razem odpowiednio posmarowane. Zwłaszcza w jej popisowym stylu klasycznym nie udało się jej uzyskać przewagi. Ale nasza "Królowa nart" dokonała jednak w piatek historycznych wyczynów. Dzięki niej po raz pierwszy nasz kraj wywalczył trzy medale w jednych igrzyskach, a ona sama stała się drugą po Adamie Małyszu "zimowym" olimpijczykiem z Polski z dorobkiem trzech krążków (jeden w Turynie, dwa w Vancouver).

Na zwyciężczynię, genialną Marit Bjoergen, nie było znowu mocnych. Dwa dni po zwycięstwie w olimpijskim sprincie, norweska superbiegaczka jeszcze raz udowodniła, że króluje na trasach Whistler Olympic Park i nie przeszkadzają jej "turystyczne" szlaki krytykowane przez Kowalczyk. Kontrolowała bieg praktycznie od startu do mety. Ostatni atak przypuściła ok. kilometra przed końcem i tej dawki nie wytrzymały trzymające się do tej pory razem przeciwniczki, z wielokrotnie nadającą tempo na trasie Justyną na czele. Na finiszu Bjoergen zanotowała aż 9 sekund przewagi - to mniej więcej taki dystans, jakim na skoczniach przegania konkurentów Simon Ammann.

- Dobrze, że mamy kolejny medal, a nie najgorsze dla każdego olimpijczyka, czwarte miejsce. Wieczność chyba trwało, zanim usłyszeliśmy, że to jednak brąz - emocjonował się prezes PKOl Piotr Nurowski.

Justynie przyszedł nawet specjalnie kibicować... fiński trener Adama Małysza, Hannu Lepistoe.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki