Karierę zacząłem w PGR-ze

2009-04-28 7:00

Juror show "Jak Oni śpiewają" wychował się w muzykalnej rodzinie. W liceum razem z kolegami z klasy założył swój pierwszy zespół bigbitowy Drewniane Ucho. Na studiach kontynuował muzyczną pasję. Tylko "Super Expressowi" Rudi Schuberth (56 l.) opowiada o początkach swojej kariery.

Na studiach kontynuowałem swoją muzyczną pasję. Musiałem jednak mieć czas na studiowanie, bo wybrałem kierunek budowa okrętów. Chłopaki z mojej klasy o profilu matematyczno-fizycznym poszli na elektronikę, chemię. Z resztek zespołu stworzyliśmy nowy - Mortadela Blues. Staraliśmy się grać jazz tradycyjny, ja grałem na banjo. Jeździliśmy na festiwale i przeglądy piosenek turystycznych. W 1977 roku powstała grupa ORS Wały Jagiellońskie. Pierwszy koncert zagraliśmy w PGR Leźno pod Gdańskiem z okazji którejś tam rocznicy wielkiej rewolucji październikowej. W tymże 1977 roku zdobyliśmy I nagrodę na Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie. Nagroda ta stała się dla nas przepustką na Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu, gdzie po raz pierwszy wystąpiliśmy w 1978 roku.

W 1979 roku wzięliśmy udział w Festiwalu Kultury Studentów PRL, którego finał odbył się w poznańskiej hali Areny. Gdy tam graliśmy, zobaczył nas Zenon Laskowik. To wtedy dostałem od niego propozycję przejścia do kabaretu Tey. Kiedyś występowaliśmy z Teyem we Wrocławiu z programem "Na granicy". W jednym ze skeczów grałem rolę playboya, pociotka ważnej prominentnej osoby ze sfer rządzących. Rzecz się działa na granicy, gdzie ja jako wszystko mogący robiłem różne rzeczy. Jednym z elementów tego skeczu było wyganianie ze sceny celnika za pomocą kopniaków. Bohdan Smoleń, aktor Teya, osoba z wielkim poczuciem humoru, podrzucił mi pomysł, żeby na ostatnim koncercie tzw. zielonym zrobić żarcik koledze grającemu celnika. Żarcik ów polegać miał na nieco mocniejszym niż zazwyczaj "kopie", bo dla celnika miał się skończyć "lotem trzmiela" w pierwsze rzędy teatralnej widowni. Nie wiedziałem, że Boguś dogadał się również z drugą stroną i koleżka celnik włożył w spodnie metalową część od łopaty do węgla. Do tej sceny wychodziłem w tenisówkach, nie wiedzieć czemu cała ekipa bardzo uważnie przyglądała się nam zza kulis, bo nietrudno się domyślić, że Boguś poinformował wszystkich, jak to może się skończyć. Skończyło się tak, że ja "sprzedałem" celnikowi strasznego kopa, on nie pofrunął, stał w miejscu jak wmurowany, wszyscy dusili się ze śmiechu, a ja przez kilka tygodni leczyłem spuchniętą nogę.

Dziś już nie ma Teya, ale nadal są Wały Jagiellońskie. Postanowiliśmy reaktywować zespół spragnieni emocji wspólnego muzykowania. Na ukończeniu jest płyta z nowymi aranżacjami naszych starych przebojów i kilkoma nowymi piosenkami. Znowu zagramy!!!

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki