KATARZYNA W. przed aresztowaniem: WYJDĘ z WIĘZIENIA po ROKU, nie wyobrażam sobie inaczej

2012-07-16 15:11

Kiedy Katarzyna W. (22 l.) w czwartek trafiła do aresztu, nie była już tak butna, jak zwykle. Zakrywała twarz, nie odzywała się ani słowem. Teraz jednak została oskarżona o zabójstwo córeczki. Pamiętała swój poprzedni pobyt za kratkami. Nie był wypoczynkowym urlopem, ale wtedy była pewna, że szybko wyjdzie na wolność, bo prokuratorzy nic na nią nie mają. Opowiadała o tym w wywiadzie udzielonym w maju "Super Expressowi"

- Jak poradziłaś sobie w areszcie?

- Dwie kobiety, z którymi byłam w celi, były jak mamy. Bardzo sympatyczne, bardzo otwarte, wspierały mnie. Inne nie były już miłe. Codziennie waliły w kratę - na dzień dobry i na dobranoc.

- Jakieś wyzwiska, zaczepki?

- Nie wiem, bo nigdy mnie nie wyprowadzali z celi, jeśli była możliwość, że natknę się na jakąś inną osobę. Takie były środki zapobiegawcze. Byłam wyprowadzana sama bądź z paniami, z którymi byłam w celi.

- Chyba nie było tak miło, skoro chciałaś się zabić...

- Tak, podobno nawet wylądowałam na płukaniu żołądka. To nieprawda, nie było płukania żołądka. Nie zgodziłam się na żadne węgle, wapna itd.

- A druga próba samobójcza. Połknęłaś tabletki w parku. Chciałaś zwrócić na siebie uwagę?

- Jak widać, nic mi się nie stało...

- Dlaczego dzwoniłaś wtedy do Bartka?

- Tego akurat nie pamiętam, widocznie już byłam pod wpływem leków. Można się zapytać prokuratorów, którzy mnie przesłuchiwali wtedy, w jakim stanie stamtąd wyszłam. Ja sama oceniam wtedy mój stan na minus pięć w skali od 1 do 10. Zresztą prokuratorzy powiedzieli wtedy rzeczy, których - wydaje się - nie powinni mówić, myślę, że wykroczyli poza swoje uprawnienia. Miałam wrażenie, że mnie prawa człowieka nie obowiązują. Okazało się, że to, co wtedy powiedzieli, nie ma pokrycia w faktach, w dokumentach. Słowa "przepraszam" nie usłyszałam.

- Straszyli cię? Próbowali wpłynąć na ciebie?

- Tak. Dokładnie. Powiedziałam im, że jak mają na mnie coś konkretnego, to niech pokażą. Porozmawialiśmy i jakoś nadal chodzę na wolności.

- Możesz na kilka lat trafić do więzienia. Czy czujesz się niewinna?

- Niewinna na pewno się nie czuję. Bo to jednak przez moją nieuwagę Madzia nie żyje. Ale nie zrobiłam tego z premedytacją. Nie rzuciłam dzieckiem, jak mówiły rzekome przecieki ze śledztwa. Pytałam prokuratora, czy oni mają jakieś badania, które to potwierdzają...

- Po co ci takie badania, przecież ty wiesz, co się stało?

- Prokuratura musi przeprowadzić badania. Za każdym razem, kiedy pojawiają się jakieś przecieki, pytam prokuratora, czy ma jakieś dokumenty, które to potwierdzą. Pytam się, skąd to media mają i słyszę, że to sobie dziennikarze wymyślili.

- Jak myślisz, jak długo to jeszcze potrwa? Kiedy będziecie mogli żyć w miarę normalnie?

- Robię wszystko, żeby rozprawa sądowa odbyła się jak najszybciej. Tak powiedziałam prokuratorowi. Ja po prostu chcę przyspieszyć sprawę. Jak dostanę rok więzienia, OK, pójdę. Wyjdę po roku. Bo nie wyobrażam sobie, żeby nagle zmienił się wobec mnie zarzut. Musiałby to być niesamowity przekręt. No bo jak? Jakby się miał zmienić, to już by się zmienił.

- Po co była ta cała bajka o porwaniu? Czemu to zrobiłaś?

- Nie chcę się tłumaczyć, bo ja tego nie potrafię wytłumaczyć. Zaszkodziłam tym sobie, ale teraz to najmniej ważne.

- Krzysztofowi Rutkowskiemu powiedziałaś podczas pamiętnej rozmowy w pokoju hotelowym, że nigdy nie chciałaś mieć tego dziecka...

- Wiem, ale wtedy byłam w takim stanie, że ja jednej trzeciej tej rozmowy w ogóle nie pamiętam. Ale naprawdę to, co wtedy mówiłam, to tak nie było, tak nie myślałam. Zresztą potwierdzą to nawet rodzice Bartka, bo widzieli, że Magda zawsze była zadbana, że poświęcam jej tyle uwagi, ile tylko mogłam. W środku nocy, jak się budziła, to nie było problemu. Sąsiedzi też mogą powiedzieć. Nie było wielogodzinnych wrzasków albo nie wiadomo czego. Pani z dołu nawet chwaliła, pytała, czy Magda w ogóle jest? Mówię: jest, tylko nie słychać jej, bo w ogóle nie płacze.

- Zastanawia nas jedno. Nigdy nie słyszeliśmy od ciebie takich prostych słów, że kochasz córkę.

- Ja jej zawsze to mówiłam, na dzień dobry, na dobranoc, że ją bardzo kocham, żeby się zaznajamiała z tym słowem, żeby jej się kojarzyło z ciepłem, bezpieczeństwem. Codziennie rano uśmiechała się bardzo szeroko, gdy mnie tylko widziała. Zawsze jej mówiłam: dzień dobry, dzieciątko, kocham cię. Bartek wie, że ją kocham.

- Jak często myślisz o Madzi?

- Powiedzieć codziennie to jest za mało, kilkanaście razy dziennie.

- Więc kiedy odwiedzasz grób Madzi? Nocą?

- Nie powiem, żeby nikt mnie nie śledził, ale mam już swój patent.

- Czego się boisz?

- Ludzi.

- Myślisz, że mogliby cię zaatakować?

- Zaatakować chyba nie, ale w takiej chwili wolałabym się obejść bez głośnych wyzwisk, obelg albo wytykania mnie palcami - "To ona".

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki