Kraśnik: Zabójca Bartka Zaczka przyznał się po 2 latach

2010-08-02 12:30

Przez dwa lata Piotr Zaczek (46 l.) z Kraśnika (woj. lubelskie) żył nadzieją, że uda mu się rozwikłać zagadkę śmierci ukochanego syna Bartosza (†20 l.). Codziennie przypominał sobie koszmarną chwilę, w której otrzymał druzgoczącą wiadomość o tym, że jego jedyny syn zginął w wypadku samochodowym.

Serce kochającego ojca od początku podpowiadało, że Bartek nie mógł spowodować wypadku, ale prawda wyszła na jaw dopiero po dwóch latach od tragedii.

W grudniu 2008 roku Bartek, student II roku turystyki w Krakowie, przyjechał na weekend do rodziców. Postanowił pójść z kolegami na imprezę. Wraz z dwoma kolegami ruszył na zabawę. Kilka godzin później już nie żył.

Na wąskiej i krętej drodze prowadzącej z Kraśnika do Kielc BMW należące do Janusza P. (22 l.), jednego z trójki kolegów, rozpędzone do 200 km/h wyleciało z drogi, uderzyło w skarpę i wybiło się w górę tak mocno, że połamało gałęzie drzew na wysokości 4 metrów.

Cała trójka wypadła z samochodu. Bartosz zginął na miejscu. Paweł G. był przytomny i od razu zrzucił winę na martwego kolegę. Zarzekał się, że autem kierował Bartosz.

Piotr Zaczek (46 l.) nawet przez moment nie wierzył w tę wersję wydarzenia. Od chwili tragicznego wypadku żył nadzieją, że kiedyś uda mu się poznać prawdę.

Paweł G. przyznał się, że to on rozbił BMW

Dopiero po 2 latach sprawiedliwości stało się zadość i wyszło na jaw, że syn pana Piotra był tylko pasażerem, siedział na tylnej kanapie BMW.

- To ja prowadziłem samochód. Ale gdy zobaczyłem, co się stało, zgoniłem winę na Bartka. On i tak już nie żył - Paweł G. (22 l.) przyznał się po długim śledztwie policjantom.

- Wiedziałem, że muszę zrobić wszystko, by oczyścić pamięć po moim Bartku - opowiada ojciec ofiary do dziś wstrząśnięty tym, że winny śmierci jego dziecka przez dwa lata robił wszystko, aby nie odpowiedzieć za swój czyn.

Ale nawet teraz, gdy prawda ujrzała światło dzienne, Piotr Zaczek nie czuje się lepiej. - Mojego Bartka już nikt mi nie zwróci - mówi smutno ojciec ofiary.

A winowajca? Był na tyle bezczelny, że do domu Bartka podrzucił list. Pisze w nim, że się bał przyznać. "Nie skazujcie mnie na więzienie, bo ja i tak cierpię" - śmiał napisać w liście do zrozpaczonych rodziców ofiary.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki