Libertas chce odchudzić poselskie portfele

2009-05-19 20:30

Eurosceptycy spod sztandaru Declana Ganleya panicznie szukają sposobu, żeby zaskarbić sobie sympatię tłumów. Właśnie ruszają z akcją zbierania podpisów pod projektem ustawy obniżającym o połowę pensje polskich posłów i senatorów.

Sam projekt, do którego dotarł tygodnik "Wprost", większych kontrowersji nie budzi. Uposażenie polskiego parlamentarzysty wynosi dziś ok. 9,9 tys. zł brutto, czyli ok. 7,5 tys. zł na rękę. W myśl propozycji Libertas, parlamentarzyści z Wiejskiej mieliby zarabiać o połowę mniej czyli ok. 3,8 tys. zł netto. Patrząc na zarobki przeciętnego Polaka pomysł wydaje się chwalebny. Gorzej sytuacja wygląda, gdy spojrzymy na tłumaczenie Libertasu.

- Chcemy, by praca w polskim Sejmie przestała być źródłem utrzymania dla życiowych nieudaczników, którzy nie potrafią zarobić w inny sposób. Mamy nadzieję, że nasze zmiany pomogą przyciągnąć na Wiejską ludzi, którzy osiągnęli zawodowy sukces w innych dziedzinach życia niż polityka - takich argumentów używa w rozmowie z "Wprost" Artur Zawisza, lider warszawskich list Libertas.

Politycy partii Declana Ganleya, która nie ma swojej reprezentacji w Sejmie, chcą, by ich projekt był inicjatywą obywatelską. Oznacza to, że będą musieli zebrać pod nim ok. 100 tys. podpisów. Akcja ma się rozpocząć jeszcze podczas kampanii wyborczej.

A co z pensjami eurodeputowanych, którzy od nowej kadencji mają zarabiać ponad 30 tys. zł brutto? Politycy Libertas zapowiadają, że będą domagać się obniżenia tych pensji, jeśli tylko dostaną się do PE.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki