Lizbona nie jest bez wad

2009-10-12 3:00

Ratyfikację traktatu przez Polskę komentuje Jacek Saryusz-Wolski, europoseł PO

"Super Express": - W jaki sposób traktat lizboński zmieni obecne struktury Unii Europejskiej i co dobrego oznacza to dla Polski?

Jacek Saryusz-Wolski: - Sam fakt, że proces ratyfikacji traktatu dobiega końca, jest pozytywny. Unia zajmie się wreszcie załatwianiem pilnych spraw. Europejczyków nie interesują procedury decyzyjne i instytucje, ale bezpieczeństwo i dobrobyt. A to jest końcowym produktem tych procedur. I gdy nadejdzie godzina prawdy, okaże się, czy w tym nowym kształcie traktatowym Unia lepiej odpowie na oczekiwania obywateli.

- A odpowie?

- UE będzie prowadzić bardziej dynamiczną politykę i to w dziedzinach, które nas szczególnie interesują. Jak polityka wschodnia. Dla Polski najbardziej cenne jest wzmocnienie wspólnej polityki zagranicznej. Powstanie nowy urząd ministra spraw zagranicznych Unii, łączący dwa inne: przedstawiciela ds. zagranicznych w Radzie i komisarza ds. zagranicznych w Komisji Europejskiej. Oznacza to początek wspólnej dyplomacji. Wiem, że nie będzie to proste, ale Unia ma mówić jednym głosem wobec Rosji i naszych wschodnich sąsiadów. A także w sprawach bezpieczeństwa energetycznego. Dzięki wzmocnieniu roli parlamentów narodowych traktat zwiększa kontrolę demokratyczną. Usprawnia proces decyzyjny, redukując ilość decyzji, w których wymagana jest jednomyślność. Pojawienie się prezydenta Rady Europejskiej częściowo likwiduje rotacyjną prezydencję, nadając większą stabilność unijnym instytucjom.

- W przypadku wszystkich negocjacji obok zysków muszą być także strony negatywne...

- Wadą traktatu jest dwugłowa władza wykonawcza. Nie ma jasno określonych relacji między prezydentem Rady i szefem Komisji. Może tu pojawić się konflikt podobny do tego między prezydentem i premierem w Polsce czy Francji. Z punktu widzenia Polski, główna wada Lizbony polega na wprowadzeniu takiego systemu głosowania, w którym waga naszego głosu będzie relatywnie mniejsza, niż pod rządami traktatu z Nicei. Dotąd ważono głosy punktowo, teraz według ludności. Będzie więcej niż niegdyś głosowań większościowych, a więc waga polskiego głosu będzie mniejsza.

- Wspomniał pan o Nicei. Czy nie jest tak, że w odróżnieniu od Lizbony tamten traktat był bardziej solidarystyczny?

- Nie można dzielić traktatów na solidarne i hegemoniczne. Np. w dziedzinie bezpieczeństwa energetycznego więcej solidarności wprowadza nowy traktat. Faktycznie waga krajów bardziej zaludnionych rośnie dziś względem krajów mniejszych. Są więc pewne obawy, że wyłoni się jakaś mała grupa, która będzie mogła swoje decyzje łatwo przeprowadzać, a mniejszym będzie trudniej.

- Jak ocenia pan obawy prezydenta Czech Vaclava Klausa odnośnie do roszczeń Niemców sudeckich? Czy może on chcieć zablokować traktat?

- Jego obawy są bezpodstawne. Po pierwsze, traktaty nie regulują stosunków własnościowych. Po drugie, nie działają wstecz. Klaus chce mieć zresztą taką samą klauzulę i protokół, który uzyskała Polska. Nie ma więc podstaw, byśmy obawiali się roszczeń. Myślę, że Czesi podpiszą traktat. Tamtejszy Trybunał wypowiedział się już pozytywnie na temat zgodności Lizbony z konstytucją. Teraz czekamy na drugie orzeczenie, które zapewne będzie pozytywne. Klaus bez żadnego argumentu ani wymówki nie zdecyduje się na odrzucenie traktatu. On już jest gotów to zrobić, chce tylko uzyskać gwarancje bezpieczeństwa. Tak jak Irlandia domagała się gwarancji neutralności w sprawach obronnych i autonomii, jeśli chodzi o podatki i sprawy obyczajowe.

Jacek Saryusz-Wolski

Eurodeputowany PO, członek prezydium Europejskiej Partii Ludowej

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki